poniedziałek, 16 grudnia 2013

Niczego nie musisz!

Robimy tyle rzeczy w ciągu dnia, w ciągu tygodnia, miesiąca, życia.... Musze iść do pracy, musze zrobić zakupy, muszę załatwić to, tamto, ciągle tylko muszę, muszę, muszę..... nawet o rzeczach, które robimy dla siebie mówimy "muszę" - muszę iść na siłownię, muszę iść do fryzjera....

I jak nam z tym?

Gdy mówimy, że coś "musimy" całe nasze wnętrze czuje się przymuszone do czegoś czego nie chce. Czuje, że nie chce - tylko dlatego, że zostało użyte słowo "muszę". Nie chcemy zatem tego robić, wymyślamy wymówki by to odsunąć w czasie a jak już faktycznie robimy - jest nam ciężko, męczymy się, nie ma w tym za grosz przyjemności...

Czy tak "musi" być? NIE ;-)))

Wystarczy się zastanowić ile z tych rzeczy tak w gruncie rzeczy CHCEMY robić. I gdy przychodzi do działania - powiedzieć sobie - CHCĘ to zrobić. Przy takim postawieniu sprawy energia jest zupełnie inna;-) Całym sobą chcemy, czujemy entuzjazm, mamy radość działania, przyjemność z działania, wszystko wychodzi lekko, bez wysiłku a jeśli jest to cos trudnego to wysiłek jest znacznie mniejszy niż przewidywaliśmy;-)

To proste działanie - zmiana słowa "muszę" na "chcę" pokazuje pięknie jak ważne są nasze intencje we wszystkim co robimy. Jeśli intencje są przyjemne - "chcę" - to wszystko idzie gładko. Gdy intencje są związane z obowiązkiem i przymusem - "muszę" od razu inaczej się do danego działania zabieramy i szansa jego powodzenia jest znacznie mniejsza. Warto zatem posłuchać samego siebie i zobaczyć przy ilu codziennych czynnościach możemy zmienić te dwa słowa by żyło nam się przyjemniej....

Przykład - moje bieganie;-) Jak mam rozpisany trening - ile kiedy mam przebiec - to nie chce mi się iść, wymyślam wymówki by nie iść a jak w końcu się zbiorę z ciężkim sercem - to męczę się i nie mam przyjemności z treningu. Dlatego ostatnio wyrzuciłam plan treningów;-) Biegam kiedy chcę i ile chcę - w końcu robię to dla siebie i dla swojej przyjemności;-) Paradoks polega na tym, że biegam tak często jak na pierwotnym planie - nie unikam biegania - a radości mam z tego o wiele więcej;-))))

Pamiętaj

NICZEGO nie musisz ............ ale możesz - WSZYSTKO ;-))))))

I na koniec zdjątko z radości ostatniego oficjalnego biegania


niedziela, 8 grudnia 2013

Kto nas wnerwia?

Każdy z nas ma kogoś kto nas wnerwia - konkretną osobę albo jakiś typ osób. Zastanawialiście się kiedyś DLACZEGO ta konkretna osoba Was wnerwia? DLACZEGO az tak się wkurzacie na jej widok lub na konkretne zachowanie?

Odpowiedź jest prosta - acz trudna tak od razu do zaakceptowania;-)

Wkurzamy się na ludzi, którzy mają coś czego nam brakuje, albo czego sami sobie nie pozwalamy mieć - blokujemy to w sobie. Zwykle cechy te są mocno przerysowane czyli dana osoba pokazuje nam tę cechę w bardzo BARDZO konkretny sposób.

Kilka przykładów? Proszę bardzo
Wnerwia Cię kolega, który robi co chce i nikogo się nie pyta o zdanie i nikim się nie przejmuje? Robi imprezy za ścianą, hałasuje od rana, zachowuje się jakby świat do niego należał? A czy Ty potrafisz zrobić coś dla siebie bez pytania się o zgodę? Czy masz odwagę robić to o czym marzysz? Kolega pokazuje w mocno przerysowany sposób to czego Tobie brakuje.....
Wnerwia Cię koleżanka, która do pracy zakłada dekolty i obcisłe spódniczki? Wnerwia Cię, że panowie się za nią oglądają? A jak tam Twoja kobiecość? Okazujesz ją? Pozwalasz sobie na bycie kobietą? Czujesz się warta komplementów? Zobacz czego tam naprawdę zazdrościsz koleżance....
Wkurzają cię obejmujące się pary na ulicy? Nie możesz patrzeć jak się pary całują tak publicznie? A jak tam u Ciebie z okazywaniem uczuć? Potrafisz tak swobodnie i spontanicznie przytulić partnera/partnerkę, dać całusa? Potrafisz przytulić - przy ludziach? Może czas popracować nad okazywaniem uczuć......
Wnerwiają Cię ludzie krytykujący wszystko i wszystkich dookoła? Masz dość słuchania plotek i obgadywania? A jak tam z Twoją tolerancją? Pozwalasz ludziom żyć tak jak chcą? Akceptujesz, że dokonują wyborów, których nie rozumiesz? Których Ty byś nie dokonał? Ludzie -krytykanci pokazują Ci to co tak naprawdę sam powinieneś zmienić w sobie.....

I żeby nie było - sama to przerabiałam kilka razy:
Znam dziewczynę, która mnie kiedyś mocno irytowała - bo zachowywała się jak "księżniczka". Delikatna, śliczna i niezbyt mądra. Och jak mnie to denerwowało....... Ale gdy popracowałam nad tym, by pozwolić sobie na bycie delikatną i przestałam czuć potrzebę radzenia sobie w każdej sytuacji sama - to nagle dziewczyna zaczęła się przy mnie zachowywać normalnie. Jest nadal piękną kobietą, ale już nie zachowuje się jak "księżniczka". Mało tego - widzę w niej i doceniam wiedzę, którą posiada a której wcześniej nie widziałam;-)

Jest to na początku dość trudne ale warto gdy nas ktoś zaczyna denerwować - spojrzeć na siebie i tę osobę z boku. Poszukać CO nas tak wnerwia. Zobaczyć jak ta konkretna cecha wygląda u nas. I popracować nad nią;-)

Nasze życie jest lustrem naszych wyobrażeń i poglądów - ludzie wokół nas też są naszym lustrem. Skoro widzimy w tym lustrze potargane włosy - uczeszmy je na własnej głowie;-)

wtorek, 26 listopada 2013

Scenariusze - pisać czy tylko grać?


Życie ludzkie można porównać do gry w teatrze - mamy aktorów, mamy różne scenografie, mamy różne role do odegrania..... Mamy też scenariusz;-) wg, którego odgrywamy nasze role.
Skąd go mamy i kto go napisał? Napisaliśmy go sami w dzieciństwie - zebraliśmy dane od rodziców, rodziny i otoczenia i napisaliśmy jak mamy się zachowywać w danych sytuacjach, w danych rolach życiowych. Mamy tam wiec zapisane jak podchodzimy do świata, jak do partnera, jak świat ma na nas reagować, jak partner, szef, koleżanka maja na nas reagować itd. itd.....

Spotykacie czasem ludzi, którzy robią coś po raz któryś i ciągle osiągają ten sam rezultat? Facet po 5tym rozwodzie, żeni się po raz szósty i znowu trafia na "zołzę"; kobieta, która nie potrafi zagrzać miejsca w pracy bo wszędzie jej źle; dziewczyna, która gdzie się pojawi wszyscy jej pomagają; chłopak, który potrafi z każdego interesu osiągać niesamowite pieniądze..... Ilu ludzi - tyle przykładów, bo nie chodzi tylko o duże sprawy ale i te codzienne - ile razy słyszycie, że komuś "zawsze" cos się dzieje albo "nigdy" cos tam się nie udaje? To są właśnie przykłady tego, że ludzie jadą wg. swojego scenariusza - każdy swojego, indywidualnego, niepowtarzalnego.

Super jeśli ten scenariusz ma wpisane, że "zawsze" nam się wszystko udaje, że ludzie nas kochają, praca sprawia radość a pieniędzy mamy tyle ile chcemy. Ale co jeśli to są te złe scenariusze? Co wtedy?

Zwykle ludzie myślą, że jak zmienią aktorów albo scenografię to się scenariusz zmieni.... Zatem facet bierze sobie 6tą żonę, kobieta idzie do entej już pracy i...... nic się nie zmienia. Tzn. zmieniają się aktorzy i scenografie - ale role są odgrywane wciąż te same.

Czasem taki człowiek trafia w miejsce, do człowieka, na artykuł, na blog;-) gdzie nagle czyta, że tak nie musi być - że scenariusz tez można zmienić. I czasem .............. zaczyna to robić;-)

Jak zmienić scenariusz?
Trzeba znaleźć ten wers, który nam przeszkadza i go usunąć. Można to zrobić przy wykorzystaniu różnych metod pracy nad sobą - ja oczywiście polecam regresing ale może to być równie dobrze rebirthing, eft, whh czy zwyczajny coaching. Metodę trzeba już wybrać odpowiednią dla siebie.
Jak się dany wers usunie - trzeba w to miejsce napisać nowy - taki odpowiedni dla nas. Tego dokonuje się pisząc afirmację, słuchając medytacji, pisząc dekrety, pracując z wizualizacjami.
Scenariusz ma upierdliwą cechę, że lubi wracać do pierwotnych zapisów - dlatego do czasu gdy nowe zapisy się ugruntują (czyli wpiszą tak "na fest") trzeba być czujnym i je właśnie ugruntowywać.

A potem? A potem to już się należy tylko cieszyć z tego, że gramy już inną - przyjemniejszą rolę.  Z doświadczenia wiem, że jak ktoś z sukcesem zmienił zapisy jednego akapitu swojego scenariusza - zabiera się za poprawianie kolejnego i kolejnego gdyż z każdym przepisanym na nowo kawałkiem - życie jest piękniejsze, przyjemniejsze a radość coraz większa.

Co z aktorami? Ze scenografią? Z tym jest różnie - czasem aktorzy obok dostosowują się do naszej nowej roli i wszystko im pasuje a czasem nie są zainteresowani nowymi pomysłami. Wtedy zwykle aktorzy się zmieniają na takich, którym nasza nowa rola pasuje. Jak zmienimy swoją rolę to tez czasem dochodzimy do wniosku, że scenografia już się nam znudziła albo nie pasuje do końca do naszej nowej roli i ją dostosowujemy wg. potrzeb.

Zatem zanim zdecydujecie się na zmianę aktorów czy scenografii - pomyślcie nad zmianą scenariusza;-))))

niedziela, 17 listopada 2013

Marzenia....

Zastanawialiście się czasem czym dla Was są marzenia? Oglądaliście na spokojnie swoje marzenia? Ja to zrobiłam gdy ktoś mnie spytał parę lat temu jakie są moje marzenia..... Odpowiedziałam, że nie mam marzeń. Smutno mi się wtedy zrobiło z tą odpowiedzią i przyjrzałam się mocniej tematowi marzeń.

Uświadomiłam sobie, że dla mnie marzenia to takie chmurki na niebie - nieosiągalne, daleko i generalnie jak takie bajkowe opowieści - czyli nierealne i bez sensu. Ta definicja nie spodobała mi się już zupełnie. No bo przecież marzenia mają nas pchać do przodu, mają być mobilizacją do działań a spełnione marzenia być źródłem radości. Podumałam, podumałam i...zmieniłam swoją definicję marzeń;-)

Ale zanim Wam powiem na jaką - podumajcie ze mną nad swoimi marzeniami.

Pomyślcie chwilkę nad tym o czym marzycie i zapiszcie sobie na kartce. Sformułowanie marzeń - ubranie ich w słowa może Wam dać wiele ciekawych przemyśleń... Teraz po kolei zastanówcie się nad każdym z nich pod kątem:

Realności...
Marzenia powinny być realne. Jeśli masz 180cm wzrostu a marzysz by być filigranową Calineczką albo dżokejem - to nie jest to realne marzenie - bo wzrostu sobie przecież nie odejmiesz a nie chcemy się krzywdzić ucinając sobie połowę nóg... Jeśli marzysz by zostać prezydentem USA to też niezbyt realne i wykonalne jeśli urodziłeś się i mieszkasz w Polsce i do tego masz 50lat i nie znasz angielskiego.... Jeśli marzysz by wygrać w totka - to też masz na to małe szanse a poza tym oprócz kupowania losów nie za bardzo masz wpływ na to czy się marzenie spełni czy nie. Marzenie musi być REALNE innymi słowy - WYKONALNE. Podróż do Australii? Wykonalna - potrzebne są pieniądze na bilet i wiza ale jest to wykonalne, wspięcie się na Kilimandżaro - popracować nad kondycją, zebrać fundusze na wyjazd - wykonalne, otwarcie własnej firmy - też wykonalne.

Mierzalności....
Marzenie trzeba jakoś zmierzyć by wiedzieć czy je zrealizowaliśmy czy też nie. Jak marzysz by się przejechać konno - to jak to zrobisz będziesz wiedzieć, że marzenie spełniłaś, jak chcesz się nauczyć hiszpańskiego - to musisz sobie określić na jakim poziomie - czy chcesz się swobodnie porozumiewać w tym języku podczas wakacji w Hiszpanii czy też chcesz zdać jakiś egzamin z tego języka. Jeśli marzysz by "być szczęśliwym" - to musisz sobie odpowiedzieć co to dla Ciebie znaczy - by wiedzieć jak to marzenie spełnić i kiedy ono się spełni. Jeśli marzysz by poprawić relacje z synem - to też określ sobie co to dla Ciebie znaczy - że np. syn będzie chciał ci opowiadać jak spędza wolny czas albo jeśli to dorosła osoba - że będziecie się widywać na spokojnie raz w tygodniu. Jeśli marzenie jest mierzalne - to łatwiej je spełnić;-)

Marzenia mogą być duże i małe, mogą być czasochłonne i szybkie do realizacji, mogą być przyziemne i całkiem odleciane;-) To są Wasze marzenia - dla Was ważne, dla Was wspaniałe i to Wam sprawią radość gdy je zaczniecie realizować i gdy je zrealizujecie.

A teraz jak zweryfikowaliście swoje marzenia - to je zapiszcie DUŻYMI LITERAMI po jednej stronie kartki a z drugiej strony zapiszcie marzenia, które już zrealizowaliście;-) Myślicie, że nie ma tam co pisać.... Tu tez trzeba się zastanowić - cofnijcie się pamięcią kilka lat wstecz i przypomnijcie sobie o czym wtedy marzyliście. Zobaczcie ile się udało zrealizować. I pamiętajcie - nie chodzi tylko o wielkie marzenia - o te małe też;-) Nowy serwis obiadowy;-) Przejechać się traktorem;-) Przebiec 5km;-) Komplement z ust tego przystojnego bruneta....;-) Ilu ludzi - tyle marzeń. Każde WAŻNE, każde wspaniałe i każde spełnione - dało RADOŚĆ.

Dlatego warto mieć listę marzeń, na bieżąco ją aktualizować - czy nadal o tym marzę czy już nie, czy coś dopisać, czy coś udało się zrealizować i można zapisać po drugiej stronie kartki. Bo listę spełnionych marzeń też warto mieć - by czytać ją gdy nas dopadną smuteczki, gdy chcemy sobie poprawić humor, gdy chcemy sobie przypomnieć, że potrafimy robić fajne rzeczy....

Ja posiadam obie listy bo dziś marzenia to dla mnie plany, które jeszcze nie weszły w fazę realizacji;-)

Gdy uznaję, że chcę któreś zrealizować/spełnić to po prostu zaczynam nad nim pracować ale wtedy to już nie jest tylko marzenie ale też cel, który na spokojnie realizuję;-)

A tu dowód na to, że niektóre marzenia spełniają się bez naszego specjalnego wysiłku. Marzyłam by się przejechać konno - ale nie tak "na smyczy" tylko samemu jechać. Jakoś nie składało się by to marzenie zrealizować aż do ...wyjazdu na wakacje do Tunezji. Jedną z atrakcji z jakich skorzystaliśmy była pół-dniowa wycieczka na wielbłądach. Na miejscu okazało się, że oprócz wielbłądów są dwa konie! Hurraaaaaaaa - wielbłąd, wielbłądem - ale mogłam wsiąść na konia i po prostu jechać;-)))) Radochę miałam po pachy a zdjęcie z tej wycieczki do dziś wisi na mojej tablicy miłych wydarzeń;-)



Życzę Wam radości w procesie spełniania swoich marzeń i radości z ich spełnienia!

piątek, 15 listopada 2013

Zadowolenie z życia - ćwiczenie

Dziś proponuję fajne ćwiczenie - weź kartkę i długopis i czytając ten tekst zapisuj od razu odpowiedzi zanim przejdziesz do dalszej części tekstu.

Gotowy?

To jedziemy - napisz na kartce trzy rzeczy, które bardzo lubisz robić, które sprawiają ci przyjemność.

......
.......
.......

Teraz skreśl z tej listy spanie;-) i wszystkie szkodliwe dla zdrowia czynności jak picie alkoholu czy palenie papierosów.

Dopisz w wykreślone miejsce cos innego.

......

A teraz zastanów się kiedy ostatnio robiłeś to co masz na liście.... Lubisz tańczyć? Tańcz! Muzyczka w radio i już - ruszaj w tany! Lubisz gotować? Zrób pyszną kolacyjkę dla rodziny i przyjaciół! Lubisz czytać? Odpuść sobie dziś prasowanie i usiądź wygodnie w fotelu i poczytaj coś ciekawego!

Jak już potańczysz, pośpiewasz, poczytasz i co tam jeszcze wymyśliłeś to zadanie na najbliższe parę dni - zastanów się co jeszcze na co dzień sprawia ci przyjemność.... Zwłaszcza w takich codziennych banalnych zajęciach.......

Ja robiąc to ćwiczenie odkryłam, że bardzo lubię jeździć samochodem - jako kierowca;-), że bardzo lubię piec placki i...lubię prasować;-) Teraz jestem tego świadoma i z większą radością niż wcześniej jeżdżę samochodem, piekę i prasuję. Niby codzienne zajęcia a zabieram się do nich jak dziecko do zabawy - z radością, uśmiechem i wiem, że się przy nich relaksuję;-)

środa, 6 listopada 2013

Magiczna różczka czyli.......czekając na cud


Przedstawię dziś 4 wymyślone osoby i ich sytuacje życiowe.

Pierwsza będzie Magda - młoda kobieta, która pracuje za małe pieniądze, mieszka w wynajętym pokoju i nie ma partnera. Marzy o mężczyźnie, który się w niej zakocha, weźmie z nią ślub i jako swoją żonę zabierze gdzieś (najlepiej zagranicę), zapewni mieszkanie, dostatek, bezpieczeństwo i będą sobie tak żyli długo i szczęśliwie. Na dzień dzisiejszy chodzi do pracy, narzeka na brak towarzystwa, brak pieniędzy, wrednych rodziców, którzy nie chcą jej kupić mieszkania i szefa, który jej mało płaci.

Drudzy będą Aneta i Piotr, którzy mieszkają z teściami i córką. Marzą o wygranej w totka bo chcieliby się wynieść na swoje i nie słuchać wreszcie marudzenia teściów i mieć wreszcie więcej prywatności. Na dzień dzisiejszy duszą złość w sobie, są coraz bardziej zgorzkniali i ...grają w totka.

Trzeci będzie Tomek, który od wielu lat ma konkretną nadwagę. Marzy o tym by mieć dziewczynę, brakuje mu bliskości, chciałby z kimś dzielić życie, przede wszystkim jednak marzy o tym by nadwaga zniknęła w ciągu tygodnia.... Na dzień dzisiejszy marzy....

Czwarta będzie Justyna, która pracuje w firmie gdzie zarabia psie pieniądze i ją źle traktują. Marzy o innej pracy - nie bardzo wie jakiej - ale innej - gdzie będzie zarabiać duże pieniądze i będą ją szanować. Na dzień dzisiejszy jednak - siedzi w tej pracy, którą ma, narzeka, wścieka się, czasem płacze po kątach i czeka na cud - że z nieba spadną jej takie pieniądze, że będzie mogła to wszystko rzucić w diabły.

Co łączy te historie?
Każda z tych osób czuje się w pewien sposób bezradna, przytłoczona życiem i problemami. Każda z tych osób czeka na cudowne rozwiązanie, które ktoś lub coś jej zapewni. Każda z tych osób CZEKA a zatem NIE ROBI NIC by było lepiej. Każda z tych osób ma 1500wymówek/argumentów pokazujących, że NIC nie można zrobić. Tylko kochani - to są wymówki. Problem jest w dwóch sprawach.

Po pierwsze - ludzie ci nie biorą odpowiedzialności za swoje życie, tylko przerzucają ją na zły los/na rodziców/na życie/na Boga - czyli na tych wszystkich, którzy w ich mniemaniu powinni im zapewnić rozwiązanie/wybawienie z ich sytuacji. Nie rozumieją, że sami są najlepszymi osobami do tego by zmienić swój los. Nie na darmo jest przysłowie - każdy jest kowalem swego losu..... Chcesz czegoś od życia - to się o to postaraj - TY SAM zadziałaj - JUŻ TERAZ;-)

Drugi problem to fakt, że ludzie ci widzą tylko jedno i to zwykle nieosiągalne rozwiązanie. Czyli ma to być wygrana w totka, przystojny brunet z milionami na koncie, wspaniała oferta nowej pracy, tabletka cud, dzięki której 20kg zniknie w 2 dni...... Osiągalne? Teoretycznie tak. Ale praktycznie? Realnie? Już teraz? Znowu przytoczę mądre przysłowie - nie od razu Kraków zbudowano.... Chcesz wielkich zmian - trzeba zacząć od małych rzeczy. Jeśli nie wiesz od czego zacząć - poradź się kogoś do kogo masz zaufanie. Nie ma kasy na nowe mieszkanie - poszukaj nowego, dodatkowego zajęcia, idź na dodatkowe szkolenie. Może najpierw dochody wzrosną troszkę, ale dasz sobie szansę na zmianę podejścia do zarabiania pieniędzy i z czasem kasy będzie więcej. Nie masz kasy by się wynieść z rodziną od teściów - zmień po kolei to co Cię na co dzień denerwuje. Nie wszystko od razu - ale po kolei - aby było Ci lżej i przyjemniej. Chcesz schudnąć - zacznij chodzić pieszo do pracy, zamień windę na schody, odstaw słodycze - nie wszystko od razu ale po kolei - aby stopniowo zmienić swoje nawyki. Chcesz mieć inną pracę a nie wiesz jaką - zastanów się co Cię najbardziej w pracy denerwuje i tę jedną konkretną rzecz zmień. Jeśli są to pieniądze - zmień zakład pracy na lepszy. Trudno - praca będzie ta sama ale kasa już lepsza a może i ludzie przyjemniejsi. Znowu - nie zmienisz wszystkiego od razu - ale po kolei - byś odczuwał poprawę warunków.

Tak to wymaga pracy, tak to wymaga czasu ale dzięki temu zaczniesz zmieniać swoje życie na lepsze, dzięki temu możesz wziąć odpowiedzialność za swoje życie i zacząć się nim cieszyć. Zaczniesz doceniać swoje osiągnięcia a tym samym poczujesz, że możesz zdziałać więcej;-)

Teraz jeśli w którejś z tych historii zobaczyliście kawałek swojego życia to zapewne stwierdzicie, że się wymądrzam.... Tylko widzicie - ja też przez to przeszłam. Historia Magdy to moja historia - tak żyłam do momentu gdy stwierdziłam, że trzeba coś zmienić. Wzięłam się po kolei za moje problemy. Najpierw popracowałam nad lepszym wynagrodzeniem, znalazłam dodatkowe zajęcie, potem obniżyłam pułap swoich potrzeb mieszkaniowych, znalazłam mieszkanko w małej miejscowości z której muszę dojeżdżać do pracy - ale jestem u siebie;-), potem zaczęłam pracować nad sobą, moim podejściem do mężczyzn i....spotkałam wspaniałego mężczyznę, z którym jestem szczęśliwa. Nie potrzebowałam już mężczyzny, który rozwiąże moje problemy - bo zrobiłam to sama. Potrzebowałam mężczyzny, z którym mogę żyć szczęśliwie - i takiego znalazłam.....

Ludzi czekających na cud jest wielu - im dłużej czekają tym bardziej są zgorzkniali i smutni. Część z nich jednak budzi się z tego czekającego snu i zaczyna realizować swoje marzenia, zaczyna zmieniać swoje życie na początku małymi kroczkami, ale z czasem coraz większymi susami.

Za tymi zmianami idzie radość, zadowolenie, szczęście.... WARTO SIĘ OBUDZIĆ
 
 

wtorek, 5 listopada 2013

Dziękuję!


Te kwiatki to w podzięce kilku moim czytelniczkom, które dały mi znać, że czytają, że im się podoba i że czekają na więcej;-) Dziękuję Wam z całego serca za te dobre słowa i za inspirację do częstszego pisania.

Bardzo często przychodzą mi do głowy tematy, o których chcę pisać i nawet w trakcie spacerów, biegania czy jazdy pociągiem układam sobie w głowie co napiszę. Tylko jak docieram do domu i siadam przed komputerem - to mi jakoś chęć do pisania wyparowuje. Nie wiem skąd to się bierze ale zamierzam się temu zjawisku bliżej przyjrzeć i je zniwelować. Miałam dziś przy sobie notes na zapiski i powstało kilka wartościowych szkiców kolejnego postu zatem wkrótce pojawi się coś nowego - jak zwykle życiowego.

niedziela, 20 października 2013

Dziś rozpieszczamy.............się! ;-)

Tak tak Kochani dziś będziemy SIĘ rozpieszczać. A skąd ten pomysł? Prosta sprawa - jeśli brakuje Ci miłości, czułości, zainteresowania ze strony innych ludzi, rozpieszczania ze strony najbliższych to trzeba się najpierw zastanowić czy sam siebie kochasz? czy sam sobie okazujesz troskę, szacunek? czy sam siebie rozpieszczasz? Dziwne? Ani trochę. Jeśli sam sobie będziesz to wszystko dawał to za chwilkę cały świat pójdzie w Twoje ślady i tez będzie Ci to dawał;-)

Zatem zadanie na dziś - myśl o sobie jak o ukochanej osobie, dbaj o siebie jak o ukochaną osobę, zrób coś dla siebie co można zrobić dla ukochanej osoby. Zamiast po powrocie z pracy rozpocząć "odpoczynek" na kanapie przed telewizorem albo przed komputerem - idź ze sobą na spacer - dłuuuuugi spacer. Jak masz ochotę - idź pobiegać, pomaszeruj z kijami. Poruszaj się i pooddychaj głęboko. W domu zrób sobie zdrową i ładnie podaną kolację. Posłuchaj ulubionej muzyki. Musisz rano wcześnie wstać - przygotuj sobie ubranie na następny dzień, smaczne kanapki do pracy. Nie wysypiasz się? Zadbaj o swój sen - wywietrz pokój przed spaniem, zmień pościel, weź relaksacyjny prysznic przed spaniem. Dzieciom opowiada się bajki na dobranoc by dobrze spały - zrób ze sobą tak samo;-) Tylko zamiast bajki dla dorosłych w postaci sensacyjnego filmu - obejrzyj zdjęcia z udanych wakacji, album z miejscami jakie chcesz odwiedzić - abyś zamykając oczy miał przed nimi przyjemne, radosne obrazy....

Co na tym zyskasz? Bardzo dużo - po pierwsze będziesz to wszystko robił myśląc z miłością, szacunkiem i radością o sobie. Po drugie - sprawisz sobie przyjemność. Po trzecie zadbasz o swoje zdrowie i samopoczucie i to nie tylko w ten dzień ale też następny - bo obudzisz się wyspany i na spokojnie dotrzesz do pracy;-)

Wystarczy tylko.....wyłączyć telewizor i komputer;-))))

środa, 18 września 2013

Wzorce misjonarskie - Część II

Skoro już wiemy czym może być misja jaką wypełnia misjonarz i znamy powody, dla których on ją wypełnia zajmijmy się tym dlaczego wzorce misjonarskie tak przeszkadzają w życiu.


Misjonarzom przez całe życie towarzyszy kilka nieprzyjemnych frustracji.

Po pierwsze Misjonarz często jest sfrustrowany bo nikt mu nie okazuje wdzięczności. Poświęca on swój czas i energię na pomaganie wszystkim dookoła, jest taki tym zarobiony, tak się poświęca a ludzie co? A ludzie nic. Nie są wdzięczni, nie dziękują, nie szanują pracy misjonarza, do tego często mają jeszcze wymagania, że Misjonarz zrobił za mało albo nie tak jak trzeba. W efekcie misjonarz jest wykończony bo się "nachapał" i sfrustrowany bo nikt mu nie dziękuje za pomoc i nie docenia jego poświęceń.

Drugą frustracją jest nieustanny brak czasu. Tylko trzeba zauważyć, że ten brak czasu dotyczy samego misjonarza i jego życia tzn. dla innych misjonarz ma czas a dla siebie już nie. Jak chce coś zrobić dla siebie to zwykle pojawia się kolejna „ofiara”, która trzeba ratować i raz, dwa sprawy misjonarza schodzą na dalszy plan a on sam zabiera się za sprawy nowego potrzebującego. W efekcie jego sprawy nadal leżą nie załatwione a frustracja misjonarza narasta….

Kolejną bolączką jest proszenie o pomoc. Misjonarz tego po prostu nie potrafi. Widać to najlepiej gdy czasem miarka się przebierze i misjonarz dosłownie "pada na pysk" i np. się rozchoruje. Siłą rzeczy przestaje pomagać innym. Co wtedy? Wtedy cierpi w samotności. Uważa bowiem, że skoro on pomagał innym tak sam z siebie - nawet jak nie prosili - to teraz on też nie musi prosić a ludzie powinni mu pomagać.... O zgrozo - nie pomagają. I misjonarz jest znowu rozgoryczony. Oczywiście rozgoryczenie narasta bo misjonarz nie będzie się zniżał do proszenia o pomoc. I tak ze swojego uporu i przekonań – cierpi dalej w samotności. Po czasie stwierdza, że to na pewno kara Boża i czym prędzej sam stawia się na nogi i .....wraca do wypełniania misji zbawiania ludzi.

Do frustracji dochodzi kolejne nieprzyjemne uczucie - poczucie winy. Włącza się ono ilekroć z jakiś powodów misjonarz ma dość swej misji i chce zacząć choć przez chwilę żyć normalnie bez wypełniania misji i bycia misjonarzem. Jest ono w pewnym sensie zabezpieczeniem wypełniania misji. 
Wyobraźmy sobie naszego misjonarza, który ma już dość - jest zmęczony, chce odpocząć, chce się zająć sobą. Zauważa on jednak w swoim otoczeniu osobę, której uważa, że trzeba pomóc. Ale skoro jest zmęczony - to postanawia się nie angażować, nie pomagać i sobie odpocząć. Siada więc na kanapie albo zabiera się za swoje odkładane od dawna zajęcia i…….. od razu pojawia się poczucie winy. Jak to nie pomagasz? Jak możesz tu siedzieć a tam ktoś cierpi? Jak możesz się zajmować sobą? Samolubny jesteś! Egoista! I oczywiście poczucie winy powoduje, że misjonarz wstaje z kanapy, rzuca swoje zajęcia i pędzi pomagać potrzebującemu.
Weźmy inny przykład - misjonarz sam potrzebuje pomocy i jakoś tak się zebrał w sobie, że o tę pomoc poprosił. I co teraz? Teoretycznie powinien być zadowolony. Ale niestety - przyjmując pomoc czuje
się winny, że zabiera czas innym ludziom, że oni mu poświęcają uwagę. Stara się zatem jak najbardziej tę pomoc „skrócić”, sam się zabiera za wykonanie tego w czym prosił o pomoc by jak najszybciej zwolnić osobę pomagającą z tej pomocy. Oczywiście poczucie winy tak mu się wbija do głowy, że przy następnej okazji będzie się trzy razy zastanawiał zanim znowu odważy się kogoś poprosić o pomoc….

A czy w tych całych frustracjach i z pałętającym się po życiu poczuciu winy misjonarz jest szczęśliwy? Okazuje się, że tak ale tylko czasami i niestety bardzo krótko. Misjonarz uzależnia bowiem swoje szczęście od tego czy ludzie wokół niego są szczęśliwi. Zatem jak komuś pomoże i ta osoba jest zadowolona to misjonarz jest szczęśliwy. Widzi sens swojej misji i cieszy się, że pomógł. Niestety szybko obok niego pojawia się następna cierpiąca wg misjonarza osoba i... szczęście znika a w to miejsce pojawia się parcie na pomaganie tej osobie i.... zabawa trwa dalej. Chwila szczęścia, ciężka praca, chwila szczęścia, ciężka praca itd. itd. ……

Kilka razy napisałam, że to misjonarz ocenia, że dana osoba potrzebuje pomocy, że jest „potrzebującą”. Tak faktycznie jest ale niestety misjonarz ma często problem w rozróżnieniu czy osoba, której chce pomoc faktycznie tej pomocy potrzebuje. Dzieje się tak dlatego, że misjonarz mierzy wszystkich swoją miarką - jak wg. niego dana osoba cierpi - to już trafia na listę osób, którym trzeba pomoc. Rzadko misjonarz zauważa, że dana osoba żyje po swojemu (inaczej niż misjonarz) i jest tej osobie całkiem dobrze - wcale nie cierpi. Jeśli misjonarzem jest szczupła kobieta z manią sportowego trybu życia to będzie na siłę przekonywać do sportu wszystkie koleżanki, które są od niej grubsze, które w jej mniemaniu mają problem z wagą. To nic, że ta koleżanka się cudnie czuje w swojej skórze, że lubi swoje kształty - ma się wziąć za sport i już. Inna misjonarka mająca wielodzietną rodzinę będzie na siłę namawiać bezdzietne koleżanki na posiadanie dzieci a dzieciate na posiadanie więcej dzieci. Nie widzi, że kobiety są zadowolone ze swojego życia - w jej mniemaniu cierpią bo nie mają 4 dzieci. Ten mechanizm doskonale wyjaśnia, dlaczego misjonarz często dostaje "po łapkach" gdy wypełnia swą misję i dlaczego ludzie nie są mu wdzięczni za to, co robi.... Jak być wdzięcznym za to, że ktoś ci się pakuje do twojego życia i zaczyna je ustawiać po swojemu? Tu często pojawia się też dodatkowe „utrapienie”. Jeśli misjonarz zdaje sobie sprawę, że jego „pomoc” nie jest mile widziana to się powstrzymuje przed jej udzieleniem. Niestety nie potrafi powstrzymać swoich myśli. Układa taki biedak w swojej głowie rozmowy z osobą, której chce pomóc - odtwarza na okrągło co on by tej osobie powiedział, by ona wreszcie zrozumiała co robi źle w swoim życiu. Robi to na okrągło - zatem zamiast żyć swoim życiem - spędza niesamowicie dużo czasu na bezsensownych dyskusjach jakie prowadzi we własnej głowie….

Jeśli misjonarzowi uda się prawidłowo zidentyfikować osobę cierpiącą - faktycznie cierpi - to zabiera się za pomaganie i wszystko powinno się ułożyć wspaniale - prawda? Ktoś cierpi, misjonarz pomaże, potrzebujący uzyska pomoc, będzie wdzięczny, misjonarz szczęśliwy - wszyscy zadowoleni. Czy aby na pewno? Misjonarz nie widzi, że ludzi cierpiących można podzielić na 3 grupy.

1 grupa - cierpią, bo im się coś złego przytrafiło i proszą o pomoc. Jak pomoc otrzymują są za nią wdzięczni i robią wszystko by przestać cierpieć - by cierpienie się skończyło.
2 grupa - cierpią - bo urodzili się w takich cierpiących rodzinach i po prostu nie wiedzą, że można żyć inaczej. Jak się taką osobę będzie chciało wyciągnąć z cierpienia (które jest dla niej chlebem powszednim) to się dostanie po łapach. Taka osoba żyje tak jak żyje i nie chce tego zmieniać. Jak jej coś zmienisz to bardzo szybko wróci do punktu wyjścia. Zatem zamiast wdzięczności - będzie wręcz złość - na zasadzie - co Ty mi tu!
3 grupa - cierpią, bo "lubią" a konkretniej bo widzą w tym jakąś korzyść. Może to być korzyść - bo ludzie wokół takiej osoby "biegają" i poświęcają jej uwagę - i o to "cierpiącemu" chodzi. Albo korzyścią są wartości religijne - chrześcijaństwo wychwala przecież umartwianie się i cierpienie - Chrystus wszak umarł za nas na krzyżu.... Zatem taka osoba cierpi bo uważa, że dzięki temu zostanie zbawiona tudzież Bóg będzie ją bardziej kochał. Tak czy siak - ta grupa też nie okaże wdzięczności - bo oni nie chcą przestać cierpieć.....

No i jak misjonarz ma być szczęśliwy skoro swoje szczęście uzależnia od tego, czy ludzie wokół niego żyją szczęśliwie mierząc jego miarką lub żyją bez cierpienia? NIGDY nie będzie tak, żeby wszyscy byli szczęśliwi - zawsze będą ludzie, którzy żyją inaczej niż Misjonarz i tacy dla których cierpienie jest sposobem na życie. Zatem osiągnięcie szczęścia przez misjonarza jest na dzień dobry - nie wykonalne……

Jak widzicie wzorce misjonarskie potrafią przeszkadzać w życiu - zabierają nam czas, energię, nie pozwalają się cieszyć życiem. Be względu na to w jak dużym zakresie one działają w naszym życiu warto się ich pozbyć - o tym jak to zrobić przeczytacie w kolejnym poście.

wtorek, 10 września 2013

Wzorce misjonarskie – czy je mam? Część I

Misjonarstwo to hasło kojarzące się z dżunglą, Indianami, budowaniem kościołów z trzciny i próbami nakłonienia Indian do zmiany ich wiary. Misjonarze zatem w ogólnym mniemaniu to księża, którzy gdzieś tak w świecie „nawracają” „dzikich” na „jedyna słuszna wiarę”. Misjonarzami można nazwać jednak prawie każdego z nas - dlaczego?

Przyjrzyjmy się temu co sprawia, że dany ksiądz jest misjonarzem? Można powiedzieć, że taka jego praca – że do takiego zadania został przez swoich zwierzchników wysłany. Prawda jednak jest taka, że jeśli nie ma on poczucia, że ma MISJĘ do spełnienia to marny z niego misjonarz. Zatem jeśli potrzeba wypełnienia MISJI jest tym co sprawia, że jest on misjonarzem to biorąc pod uwagę wielość MISJI jakie sobie można wymyśleć – każdy z nas może być misjonarzem… I faktycznie większość z nas w mniejszym lub większym stopniu posiada wzorce misjonarskie i jakieś swoje misje stara się wypełnić. Czy to są przyjemne wzorce? Czy pomagają w codziennym życiu? Niestety nie – dlatego warto się przyjrzeć tym wzorcom aby zobaczyć czy nie mamy któryś z nich i czy nie chcemy się ich pozbyć.


Zatem po pierwsze czym jest misja?
Misja życiowa jaką ludzie wypełniają często jest dla nich zupełnie nie-widoczna - nie zdają sobie oni sprawy, że ją mają. Po prostu są zapracowani, mają wiele zajęć i mają mniej lub bardziej tego zapracowania dość. Zgłaszają wtedy świadomie chęć zmiany sposobu życia ale jak przychodzi do konkretnych działań jakie trzeba wdrożyć - okazuje się, że im jakoś nie wychodzi, że są bardzo przywiązani do swojej misji. Tak - wtedy zwykle sobie uświadamiają, że mają misję. Jaką?

Ilu ludzi tyle misji:
- „pomaganie” innym jest najczęstszą misją - pomaganie pod każda postacią - załatwianie innym pracy, doradzanie w problemach sercowych, mycie okien starszej pani, zajmowanie się chorymi członkami rodziny, zastępowanie rodziny tym, którzy jej nie mają, załatwianie czegoś za innych,
- pomaganie zawodowe - strażacy, pielęgniarki, księża, lekarze i wszystkie podobne zawody - to w zależności od intencji podjęcia danej pracy też misjonarze wypełniający swoje misje - każdy wykonujący swoja pracę „z powołania” jest misjonarzem,
- nawracanie - tego tłumaczyć chyba nie trzeba - wszyscy, którzy za cel ustawiają sobie nawracanie innowierców na swoją religie mają po prostu taką misję,
- zbawianie świata - wszelkie ruchy ekologiczne, dbania o środowisko, ratowania zwierząt to też misje.

Oczywiście nie ma nic złego w byciu strażakiem czy w ratowaniu zwierząt. Ważne byś robił to z właściwych/zdrowych pobudek i aby to zajęcie nie niszczyło twego życia.


Skoro już wiemy czym jest misja to po co Misjonarz wypełnia tę misję?
W swej pracy z ludźmi zauważam cztery najważniejsze powody:
- potrzeba akceptacji i uznania ze strony innych,
- chęć zasłużenia na miłość - mamy, taty, partnera, Boga,
- chęć zasłużenia na zbawienie - czyli powód religijny,
- sposób na odwrócenie uwagi od własnych problemów.

Jeden misjonarz nie potrafi zrezygnować z pomagania bo myśli, że tylko dzięki temu co robi inni ludzie go będą akceptować i kochać, że tylko wtedy - Bóg/rodzice/partner będzie go kochać. Zatem patrząc z innej strony - jeśli przestanie pomagać - ludzie go przestaną zauważać i nikt go nie będzie kochał...... Pomaga więc i wypełnia swoje zadanie by zapewnić sobie akceptację i miłość, bo nie widzi innego sposobu by je sobie zapewnić.

Inny może starać się uzyskać uznanie w oczach innych by poczuć się lepiej i trochę załatać niskie poczucie własnej wartości. Oczywiście to niskie poczucie wartości może być głęboko schowane i na zewnątrz taki człowiek wygląda na pewnego siebie.
Jeszcze inny uważa, że tylko poświęcając się dla innych zapewni sobie uznanie w oczach Boga i życie po śmierci w niebie. Powody religijne są zwykle bardzo silne i zwykle maja swoje źródło w poprzednich wcieleniach. Sposoby uświadomienia takiej osobie, że Bóg ja kocha bez względu na to co robi - zwykle są zbywane pukaniem się w czoło.


Dodatkowym powodem, który zwykle występuje razem z jednym z poprzednich jest odwrócenie uwagi od własnych problemów. Misjonarz jest tak skupiony na wypełnianiu misji wobec innych osób, że nie ma już czasu na to by zobaczyć, że coś złego się dzieje z jego lub jego rodziny życiem. Przykładem może być kobieta pomagająca innym w sprawach sercowych, która nie chce zobaczyć, że sama jest w toksycznym związku. Inny przykład - pan złota rączka pomaga wszystkim znajomym a ignoruje fakt, że żona go od roku prosi by naprawił zepsute drzwi lub pani dająca rady życiowe wszystkim dookoła, która nie ma własnego życia ale ma za to zaburzenia odżywiania. Zwykle jeśli misjonarz pomaga rodzinom to ma problem w swojej rodzinie a jeśli pomaga pojedynczym osobom to sam ma jakiś poważny problem.

Powodów jest wiele - u każdego powód będzie inny lub będzie to mieszanka kilku naraz. Ważne by zdać sobie sprawę z tego co nami kieruje - zarówno przy mocno przeszkadzających misjach jak i przy tych mniejszych/łagodniejszych - mających mniejszy wpływ na nasze życie.

Na tym zakończę część I - w kolejnej części znajdziecie informacje o tym co najbardziej przeszkadza misjonarzom w życiu…..

środa, 28 sierpnia 2013

Inspiracje

Dziś będzie o inspiracjach.


Czasem chcemy coś zrobić ale nie wiemy jak, chcemy podjąć decyzję ale nie wiemy jaką..... Wtedy zwykle pytamy się innych o radę lub szukamy inspiracji. Gdzie ich szukać i jak? Bardzo prosto. Wystarczy poprosić o inspirację - w zależności od własnych poglądów poprosić Boga, Wszechświat, Anioły, opiekunów duchowych, Kosmos i co tam jeszcze wymyślicie. A potem trzeba już tylko nadstawić uszy i oczy i być czujnym. Inspiracje bowiem moga przyjść z bardzo dziwnych i niespodziewanych źródeł - najprościej to usłyszeć sugestię z ust znajomego ale moze to być równie dobrze zasłyszany fragment rozmowy, przeczytany napis na plakacie, na ścianie domu, usłyszana reklama lub tekst z filmu, zachowanie zwierząt wokół ciebie, osoba spotkana w autobusie... Ile inspiracji - tyle sposobów ich przekazania. Zatem prosimy a potem oczy i uszy otwarte i sprawa załatwiona;-)

Dla mnie ostatnio inspiracją są ludzie, którzy do mnie przychodza po poradę. Każdy z nich mówi o ważnym dla siebie problemie i każdy taki problem jest tematem do napisania ciekawego postu;-) Ostatnio trafia do mnie wiele osób, które mają tzw. wzorce misjonarskie i którym wysyłam mój nie-dokończony artykuł na ten temat jako materiał do przemysleń. Zainspirowało mnie to do tego, by artykuł po prostu podzielić na kawałki i zrobić z nich serię postów na blogu;-) Zatem niniejszym zapowiadam kilka ciekawych postów "misjonarskich" - dla wszystkich;-) bo w Polsce jest ogrom mniejszych lub większych "misjonarzy".

Dziękuję Wam za inspiracje!

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rodzina, ach Rodzina.....

Rodzinę ma każdy - czy mu się podoba czy też nie - w końcu nie przyniosły nas bociany tylko urodziły nas nasze mamy. Każdy ma też na pewno tatę a tata i mama mają swoich rodziców i dziadków i jak spojrzeć dalej to mamy za sobą niezłą gromadę przodków;-)

Każda rodzina jest inna - w jednej było dużo dzieci w każdym pokoleniu, w innej malutko, w jednej rządziły kobiety w innej mężczyźni, w jednej było słodko i niebiańsko w innej kłótliwie i nieprzyjemnie. Każdy może opowiedzieć jakąś ciekawą historię dotyczącą swojej rodziny. Czasem ciekawą a czasem może sensacyjną albo tajemniczą?.... Tyle ilu ludzi - tyle byśmy mogli przytoczyc hostorii.

Patrząc jednak ogólnie na wszystkie rodziny na świecie - wszystkie rodziny są TAKIE SAME. W każdej są historie, o których się nie mówi, w każdej są ludzie bardziej i mniej szczęśliwi, każda rodzina to jakieś dzieci, rodzice, rodzeństwo, dziadkowie. W kwestii systemowej - każda rodzina jest taka sama. I tu dochodzimy do innego podobieństwa, o którym rzadko się mówi....

KAŻDY członek rodziny ma takie same prawa:
- ma prawo do miłości i zasługuje na miłość - choćby nie wiem jak trudnym był człowiekiem,
- ma prawo się zakochać w kim chce,
- ma prawo prosić o pomoć gdy jej potrzebuje,
- ma prawo otrzymać wsparcie od innych z rodziny gdy takiego wsparcia potrzebuje,
- ma prawo do bycia członkiem rodziny - zawsze bez względu na okoliczności,
- ma prawo do radości gdy spotka go coś radosnego - nawet jeśli reszta rodziny ma jakieś smuteczki,
- ma prawo do żałoby gdy straci kogoś bliskiego,
- ma prawo do tego by być pamiętanym przez resztę rodziny, gdy jego czas na ziemi dobiegnie końca.

Jeśli któreś z tych praw są zabrane któremuś z członków rodziny - tych żyjących teraz lub tych, których już z nami nie ma - rodzina zaczyna chorować. Wystarczy jedno "zaplątanie" systemu gdzieś tam by potomkowie osoby, której dotknął ten "supełek" mieli problemy życiowe. Wśród członków rodziny zaczyna się źle dziać - pojawiają się niewiadome smutki, problemy życiowe, faktyczne fizyczne choroby i nikt nie wie skąd się te problemy biorą.....

Jest na to lekarstwo;-) Trzeba uzdrowić system danej rodziny - uznać wszystkie prawa wszystkich jej członków. Metodą, która pozwala to zrobić są Ustawienia Hellingera. Ustawienia to warsztaty, na których przy wsparciu wykwalifikowanego prowadzącego osoba, która przyszła ze swoim problemem - "ustawia" swoją rodzinę. Polega to na tym, że wybiera spośród osób obecnych na warsztatach osobę za swoją mamę, za swojego tatę i w zależności od tego jak historia się toczy - za innych członków rodziny. Co sie dzieje dalej to dość mistyczne i trudne do zrozumienia - jednak niesamowicie wspaniałe i uzdrawiające. Osoby odgrywające role poszczególnych członków rodziny - faktycznie odczuwają skrywane emocje tych osób - zatem wychodzą wszelkie ukryte lęki, obawy, słabości, żale. Uwalniają się emocje i zostają uzdrowione.  Dzięki ustawieniom zaczynamy nagle rozumieć postepowanie poszczególnych osób w naszej rodzinie, a co za tym idzie wybaczamy im to co mamy do wybaczenia. Zaczynamy czuć SIŁĘ całej rodziny - tej gromady ludzi stojącej za nami.
To coś niesamowicie pięknego i uskrzydlającego.

Warsztaty polecam każdemu, kto chce uzdrowić relacje w swojej rodzinie, kto jest otwarty na zrozumienie przyczyn problemów swojej rodziny i kto chce przeżyć coś wspaniałego. Na pierwsze warsztaty warto się wybrać w roli obserwatora, by zobaczyć na czym ustawienia polegają i sprawdzić jak się czujemy z taką formą pracy nad uzdrawianiem.

W ostatni weekend byłam po raz trzeci na takich warsztatach (po raz drugi jako obserwator/wsparcie dla bliskiej mi osoby) i jak zwykle jestem pod wrażeniem tego jak cudne uzdrowienia się tam dokonały. Fakt było dużo łez, było dużo emocji - ale też ogrom wspaniałych uczuć, poczucie przynależności do rodziny, wzruszenia, radość i poczucie, że kążdy z nas jest wartościowy i ważny.

Zatem na koniec moi przodkowie - pradziadkowie Anna i Kazimierz z dziećmi i przyjaciółmi, ta śliczna dziewczyna obok pradziadka to moja ukochana Babcia Zosia



niedziela, 21 lipca 2013

Intuicja - o co chodzi?

Zapewne czasami słyszycie określenie - kobieca intuicja, zdaj się na intuicję.... Ale co to jest ta "intuicja"? Czy każdy ją ma? A jeśli tak - to do czego nam ona potrzebna?

Intuicja to nic innego jak nasz zdolność do kontaktu z Bogiem, z duchowością, z naszym Najwyższym Dobrem. Ona zawsze wie co dla nas jest najlepsze - nie z punktu widzenia społecznych norm tylko z punktu widzenia naszego zdrowia, naszego rozwoju i naszego duchowego dobrego samopoczucia. Każdy z nas rodzi się z intuicją i przez całe swoje życie ją ma. Tyle tylko, że nie każdy i nie przez całe życie z niej korzysta.

Co ona nam daje i dlaczego czasem z niej nie korzystamy?
Dziecko jak się rodzi jest taką "białą kartką" - nikt je uczył ile ma jeść, co ma jeść, kiedy płakać, kiedy spać a jednak doskonale wie co robić - skąd? Intuicja mu podpowiada co ma robić. Jak brzusio pełne - dziecko wypluwa smoczek i nie chce dalej jeść, jak się wyśpi - to bez względu na godzinę - otwiera oczy i już nie śpi, jak trafia w ręce nieprzyjemnej osoby to zaczyna płakać... To są właśnie działania intuicji na poziomie dziecka. Niestety proces wychowania mocno ogranicza korzystanie z intuicji. Społeczeństwo i najbliższa rodzina uczą dziecko jak się ma zachowywać - jego wewnętrzne odczucia przestają być ważne - ważne jest jak się MA zachowywać. Zatem uczy się dziecko - że ma zjeść wszystko co jest na talerzu - bez względu na to czy mu to smakuje czy też nie i bez względu na to kiedy czuje się najedzone. Intuicyjne podpowiedzi, że już dość i że to czerwone ci nie służy zostają stłumione a dziecko robi to co mu każą. Efekt? Bule brzucha, ociężałość, nadpobudliwość na początek a na dłuższą metę - wzorce jedzenia "aż się skończy" czyli osiągnięcie za każdym razem tego pierwszego "pustego talerza". I wtedy już nie jest ważne, że intuicja podpowiada, że po zjedzeniu połowy organizm ma już dość - bo człowiek jedzie wg. wyuczonego wzorca. A inne przykłady? Dziecko źle się czuje przy jakiejś osobie i na początku płacze a jak już potrafi mówić - unika jak się da kontaktów z daną osobą. I co? I zwykle rodzice zmuszają dziecko do wizyt - bo ciocia ma imieniny i wszyscy idą. Potem jest oczywiście - złóż cioci życzenia! Ucałuj ciocię! I mimo wewnętrznych oporów dziecko musi robić co mu każą. I znowu intuicja podpowiadająca, że od tej cioci to się trzeba trzymać z daleka bo kiepska od niej energia emanuje zostaje stłumiona. W ten sposób od dziecka nasz wewnętrzny kompas jakim można nazwać intuicję jest tłumiony i jesteśmy uczeni, że trzeba się zachowywać wg. ustalonych reguł a nie wg. wewnętrznych wskazówek.

Dlaczego jest określenie "kobieca intuicja" a nie męska? Intuicja jak widać na powyższych przykładach nie działa wg. społecznych norm tylko wg. swoich. Jest zatem często nieprzewidywalna i mało racjonalna. Kobietom wolno być mało racjonalnym - dlatego kobiety częściej a może po prostu bardziej oficjalnie korzystają ze swojej intuicji. Mężczyźni od dziecka są uczeni, że facet to ma działać racjonalnie. Zatem trudniej im przyznać, że wewnętrzny głos kazał im zrobić coś inaczej niż wszyscy i dlatego dobrze na tym wyszli.

Intuicja zawsze nam dobrze doradza. Dlatego warto nauczyć się ją słyszeć i jej słuchać. Jak nagle masz ochotę zadzwonić do kogoś - to zadzwoń, jak idąc do pracy masz ochotę iść inną drogą - to idź inną drogą, jak wybierasz miejsce na wakacje - zapytaj siebie - które z miejsc najlepiej "czujesz", jak masz podjąć trudną decyzję - posłuchaj siebie co Ci radzi intuicja i skorzystaj z tych rad!

piątek, 12 lipca 2013

Dostatek

Karta na dziś to Błogosławieństwo dostatku

Możesz dostać wszystko czego pragniesz, możesz dostać nawet więcej;-) Jedyne co trzeba zrobić to otworzyć ręce i przyjąć to czego pragniesz. Bóg ma dla Ciebie same wspaniałości, same cudowne niespodzianki, tyle dobra ile tylko zdołasz wziąć - ale musisz się na to otworzyć. Jeśli siedzisz z zamkniętymi ramionami w ciemnym kąciku to nic samo do Ciebie nie przyjdzie. Trzeba wyjść na przeciw temu czego pragniesz. I zastanów się najpierw nad tym co to jest, dlaczego tego chcesz i co z tym zrobisz jak już dostaniesz. Dlaczego? Bo jeśli dostaniesz coś czego pragnąłeś a nie wiesz potem co z tym zrobić - to albo to szybko stracisz, albo zamiast radości będziesz miał kłopot. Zatem pomyśl dzisiaj czego pragniesz, po co Ci to ma być, co z tym zrobisz jak już to dostaniesz a potem wyjdź temu na przeciw, otwórz łapki i z wdzięcznością przyjmuj dary od życia/Boga/losu;-)))

czwartek, 27 czerwca 2013

Nasz poród a nasze życie

Zapewne nie raz słyszeliście, że nasze dzieciństwo ma ogromny wpływ na nasze życie. A zastanawialiście się kiedyś od kiedy liczyć to dzieciństwo? Kiedy pierwsze bodźce z otaczającego świata zaczynają miec wpływ na nasze wzorce życiowe? Okazuje się, że zaczynamy się uczyć świata i wyrabiać sobie zdanie na wiele tematów życiowych - już w brzuchu u mamy. Poród za to jest pierwszym mocno szokującym wydarzeniem w naszym istnieniu, zatem w jego momencie wyjątkowo dużo rzeczy nam się koduje. Świadomie nie pamiętamy momentu porodu, ale nasza podświadomość bardzo dużo wzorców opiera własnie na tym jak się rodziliśmygdyż był to dla nas ogromny szok.

Dlaczego szok? No zastanówcie się - przez 9 miesięcy mieszkacie sobie w cieplutkim i przyjemnym miejscu, macie co jeść, ciągle jesteście przytuleni, słyszycie miarowe bicie serca mamy. Nagle to milusie miejsce zaczyna was wypychać, ściskać, kierować do ciasnego tunelu. Robi się ciasno i nie przyjemnie, przeciskacie się przez ten ciasny tunel i znajdujecie się nagle w zupełnie innym miejcu. Jest głośno, jasno, zimno, tracicie kontakt z mamą - "czymś" co znaliście przez całe wasze dotychczasowe życie - czyż to nie jest stresujące? przerażające? W związku z tym, że to było takie ważne wydarzenie w naszym życiu zakodowaliśmy sobie wtedy wiele wzorców, które odgrywamy w naszym codziennym życiu.

Okazuje się, że to JAK się rodziliśmy ma odzwierciedlenie w tym JAK żyjemy. Jeśli poród odbył się o czasie i w miłym otoczeniu i bez komplikacji - nie bedzie miał negatywnego wpływu na nasze życie. Ale co jeśli było inaczej? Oto kilka przykładów:

Jako pierwsze będą wcześniaki - jesli byliście wcześniakami to zapewne często się w życiu wyrywacie przed szereg albo podejmujecie decyzje bez wcześniejszego zastanowienia się. Potem często wpadacie w tarapaty i trzeba wam pomagać. Jesteście bardzo ciekawi świata ale też macie problem by gdzieś na dłużej zagrzać miejsce i by przy kimś na dłużej zagrzać miejsce.

Urodzeni po terminie - jeśli przesiedzieliście w brzuchu dłużej niż trzeba było to jesteście leniwi i życiowo macie problemy z podejmowaniem ważnych życiowych decyzji. Często jak robi się nie przyjemnie to nic nie robicie tylko czekacie aż was życie kopnie w tylek i was wykopie z nieprzyjemnej sytuacji. Do tego mocno się przywiązujecie do miejsc i ludzi, i trudno wam jest ich "puścić". Co za tym idzie nie lubicie zmian albo je mocno odwlekacie w czasie.

Urodzeni przez cesarskie cięcie - tacy ludzie często oczekują, że ktoś za nich zrobi to co ważne. Wiedząc, że mają coś zrobić - bedą czekać aż pojawi się ktoś, kto odwali za nich ciężka robotę. Często też mają z tego powodu problemy z realizacją swoich marzeń - bo teoretycznie chcą a praktycznie nie robią nic i czekają aż się "samo" zrobi.

Poród kleszczowy - po takim porodzie ludzie mają często wrażenie, że "utknęli" w swoim życiu. Chcą zmian, robią dużo ale nic się nie zmienia - cały czas są w tym samym miejscu. To powoduje, że myslą, że nic nie potrafią i że są do niczego, a to dalej prowadzi do poczucia bezsilności i bezradności życiowej. Mają tez tendencje do podczepiania się pod kogoś kto ich "ciągnie" przez życie.

Poród posladkowy - tacy ludzie mają ogromną niechęć do życia, do wszystkiego podchodzą z niewłasciwej strony, co powoduje częste niezrozumienie wśród innych ludzi. Takie bycie nie zrozumiałym dalej utwierdza ich w przekonaniu, że życie jest do d....

Pępowina wokół szyji/wokół klatki piersiowej - w zależności od tego gdzie byliśmy "ściśnięci" - tam mamy blokady. Życiowo czujemy, że nie potrafimy żyć pełnią życia, że ciągle nas coś lub ktoś ogranicza. Boimy się życia...

Dodatkowym tematem wartym zastanowienia jest temat lekarstw jakie były aplikowane naszej mamie w trakcie porodu - im bardziej znieczulające i otumaniające tym bardziej "na haju" i znieczuleni się urodziliśmy. Jak to może wpływać na życie? Możemy mieć ciągoty do wszelkiego rodzaju używek znieczulających lub otumaniających, możemy mieć problem z pełnym odczuwaniem naszego ciała - świadomym odczuwaniem ciała.

Opisałam tylko kilka wzorców jakie kodują się przy poszczególnych rodzajach porodów. Jest ich oczywiście znacznie więcej ale każdy człowiek jest inny i każdy ma inne wzorce. Nawet jeśli urodziliście się w komfortowych warunkach warto się temu tematowi przyjrzeć dokładniej w swej podświadomości i pozbyć się tych wzorców, które nam w życiu przeszkadzają.... Do przeprowadzenia takiego procesu doskonale nadaje się sesja prenatalna regresingu. Sesja taka jest bardzo ciekawym przeżyciem i pozwala usunąć wiele bardzo głęboko zakorzenionych wzorców. Sama małam kilka takich sesji i jestem z ich rezultatów bardzo zadowolona;-) A jakbyście szukali dobrego regresera - to wiecie gdzie mnie znaleźć;-)))

I na koniec wesołe choć do przemyślenia myśli z brzuszka;-)))



sobota, 22 czerwca 2013

Radość, wielka RADOŚĆ

Dzisiaj bardzo przyjemny temat, który jak się okazuje stanowi jednak problem dla wielu ludzi. Mówię o radości i jej okazywaniu.

Zadał Wam ktoś pytanie - co Wam sprawia radość? Mnie tak i się okazało, że się musiałam zastanowić. A skoro się zastanawiałam - to znaczyło, że nie za często się cieszyłam, albo nie wiedziałam czym jest radość. No bo co to jest ta "radość"? Śmiech z dowcipów? Uśmiech gdy dostajesz prezent? Zadowolenie gdy się możesz wyspać? Niby tak ale nie do końca.

Radość to uczucie pełni szczęścia, swobody, luzu, energia, która nas od środka rozpiera, która sprawia, że się śmiejemy, że nam puls wzrasta, że mamy ochotę skakać, tańczyć, śpiewać. To jest Radość przez duże R;-) Zatem zastanówcie się kiedy ostatnio się tak Radowaliście i co to było co Wam taka radość sprawiło.

Ja po usłyszeniu pytania o radość popracowałam nad tematem i dokryłam, że ogromna radość sprawia mi:
- jazda samochodem;-) Pusta trasa, samochodzik, dobra muzyczka i radość mnie rozpiera - śmieję się na całego i śpiewam sobie na całe gardło;-)
- taniec - jak słysze jakieś latynoskie rytmy to po prostu ciało mi zaczyna falować i ruszam bioderkami na prawo i lewo;-)
- odkrywanie nowych miejsc - uwielbiam podróżować i poznawac nowe miejsca i jak jestem w takich miejscach to z radości często aż podskakuję;-)
- dawanie moim bliskim prezentów - oj jak się cieszę jeśli trafię na coś, co sprawia radośc najbliższym - jak widzę, że trafiłam z prezentem, że zrobiłam niespodziankę to mi się serducho raduje, że hej;-)

Oczywiście tych "rzeczy" jest znacznie więcej i każdy z nas ma inne, które sprawiają mu radość. I tu dochodzimy do drugiego tematu związanego z radością.

Czy umiemy okazywać radość???

Kiedy ostatni raz skakałeś z radości? Kiedy ostatni raz śmiałeś się na całe gardło? Kiedy ostatni raz pozwoliłeś sobie na publiczne okazywanie radości? Żyjemy w kraju gdzie ludzie się czesto blokują bo - co ludzie powiedzą? A co mnie to obchodzi co powiedzą? Ja się cieszę! Chcę to pokazać! Ludzie mogą się ze mną cieszyć albo mogą się zainspirować moim okazaniem radości;-) Mam w swoim otoczeniu kilka osób, które trochę popycham do okazywania radości. Mam koleżankę, z którą kiedyś dość często jeździłam na wakacje. W różnych miejscach na świecie robiłysmy sobie zdjęcia i ja oczywiście chciałam pokazać RADOCHĘ. Radocha podróżna w moim wykonaniu wygląda tak:


Koleżanka najpierw się krępowała i śmiała z mojej radochy ale gdy się przełamała to się z tym poczuła wspaniale;-) W efekcie teraz otrzymuję jej zdjęcia z Radochą podróżną ilekroć jedzie gdzieś na wakacje. Aktualnie Radochy uczy się jej mąż;-)

Czasem też hamujemy się przed robieniem tego co nam może sprawic radość - a bo nie wypada a bo co inni powiedzą.... Zwykle jednak jest tak - że ludzie wokół po prostu zazdroszczą odwagi w sięganiu po radosne rzeczy. Przykład - prosze bardzo. Kiedy byłam na studiach przyjechali do mnie koledzy i koleżanki abyśmy sie uczyli wspólnie do egzaminu. W ten sam weekend w moim mieście było wesołe miasteczko. Zatem po kilku godzinach nauki poszliśmy na wesołe maisteczko. Był tam taki dmuchany zamek, w którym skakały dzieciaki. Nam sie też zamarzyło - ale zabawa była teoretycznie tylko dla dzieci.... Mój kolega porozmawiał jednak z panem obsługującym tę atrakcję i się dogadał;-) Jak dzieciaki wyszły z dmuchanego zamku - mogliśmy wejsć tam my - 8 dorosłych osób. Jaką zabawę mieliśmy - rety.....hycaliśmy jak zające, przewracaliśmy się, wygłupialiśmy a przed zamkiem zebrał się tłumek dorosłych, którzy patrzyli na nas z zazdrością.... Nie mieli jednak odwagi zrobić tego co my czyli sięgnąc po radość bez oglądania się na opinie innych ludzi;-)

I jak jesteśmy w klimacie wesołego miasteczka;-))))) Ja po prostu uwielbiam watę cukrową;-) I na każdym festynie, wesołym miasteczku czy jarmarku jeśli jest wata cukrowa to ja zaraz mam buzię oblepiona tą słodką masą;-) Żeby nie było - cukrowa radośc w moim wykonaniu:


Zatem Kochani - Nie bójcie się okazywać radości! To jest energia, która się wspaniale rozprzestrzenia więc zamiast ją dusić w sobie pozwólcie by rozeszła się w Waszym otoczeniu. Poczujcie dziecięcą radość, swobodę i luz w całym swoim ciele gdy okazujecie radość. I sięgajcie po rzeczy, które Wam tę radość sprawiają;-)))

czwartek, 13 czerwca 2013

Jeśli czegoś chcesz a tego nie masz

Często się słyszy, że ludzie czegoś chcą, a tego nie mają - chcą więcej zarabiać, chcą mieć mieszkanie, mieć ukochaną/ukochanego, mieć więcej czasu itd itd Każdemu czegoś brakuje - można by długo wymieniać. Taki człowiek żyje w przekonaniu, że inni to mają, a on niestety nie - bo dla niego już "nie starczyło". Otóż NIE - to, że czegoś nie masz nie oznacza, że tego nie ma.

Na świecie jest ogrom wszelkich dóbr, każdy może z nich korzystać i każdy może mieć co tylko zechce. Dlaczego zatem tak niewielu z tego korzysta?

Weźmy na przykład pieniądze. Pieniądzy jest na świecie bardzo dużo. Nawet bardzo, bardzo dużo, ale one nie są przyklejone do konkretnych osób tylko ciagle "płyną" między ludźmi, między firmami. Nawet w naszym portfelu one płyną - wpływają jako nasze zarobki a wypływają jako nasze wydatki. Zatem cały problem polega na tym by sprawić, by tych pieniędzy co krążą po świecie więcej przepływało przez nasz portfel;-)

Przykład drugi - mieszkania. Mieszkań jest wokół Ciebie bardzo dużo - wystarczy się przejść na spacer i rozejrzeć po oknach domów. Prawie w kazdym bloku i kamienicy znajdziecie puste "nie zamieszkane" okno. Zatem mieszkania są - trzeba tylko sprawić by trafiło do nas;-))

Przykład trzeci - ukochane osoby. Rozejrzyjcie się wokół - zobaczcie ile jest ludzi w Waszym mieście, pomyślcie ile jest w Waszym kraju a ile na świecie - mrowie...... Możemy się bawić w matematykę ile z tego to osoby przeciwnej płci, własciwego wieku itd., ale to nadal jest OGROMNA liczba. Zatem potencjalni partnerzy są - trzeba się tylko na nich otworzyć;-)

Każdy medal ma jednak dwie strony - skoro to wszystko jest - to dlaczego JA tego nie mam???? Tu zaczyna się trudna do zaakceptowania prawda - nie masz - bo masz w sobie jakieś wyobrażenia lub wzorce, które blokują Tobie otrzymanie tego czego pragniesz. Jakie to moga być wyobrażenia i o co dokładnie chodzi. Podam przykłady z własnego życia.

Mieszkanie/pieniądze.
Kilka lat temu nie miałam własnych 4 ścian a bardzo bardzo tego chciałam. Uważałam, że mieszkanie jest poza moim zasięgiem bo nie stać mnie na żaden kredyt. Zarabiam tyle, że starcza na życie ale na kredyt już nie. Trafiłam wtedy na pierwsze w moim życiu zajęcia z regresingu i na nich odkryłam przyczynę mojego stanu majątkowego. Ja nazywam to wzorcem św Franciszka. Moja podświadomośc uważała, że nie można MIEĆ. Tzn. można, ale tylko tyle by przetrwać, a nic poza tym już nie. Zatem wszelkie przyjemności i dodatkowe pary butów są zbędne a wręcz nie-wskazane. Zarabiałam zatem tyle by przetrwac ale na przyjemności i na wielgachną rzezc jaką jest mieszkanie już nie miałam. Pozbyłam się tych wzorców (w trakcie sesji regresingu), a potem pracowałam nad sobą by się ptworzyć na wydawanie pieniędzy na swoje przyjemności. Efekt? W ciągu 2 miesięcy od tej pamiętnej sesji dostałam podwyżkę i trafiłam na ofertę mieszkanka dla siebie. Po kolejnych 4 miesiącach już się wprowadzałam;-) Moje chciejstwo mieszkania było duże ale zablokowane przekonaniem, że nie wolno mi posiadać niczego wiecej niż przysłowiowa jedna para butów. Jak to przekonanie usunęłam - pieniądze zaczęły do mnie płynąć szerszym strumieniem i spełniłam swoje marzenie o mieszkaniu.

Partner
Tu było więcej pracy ale sprawa wyglądała podobnie. Wyszłam z kiepskiego związku i szukałam i marzyłam o idealnym dla mnie partnerze. Miałam dwa "wymogi" - miał być mądry i miał się lubić przytulać;-) Tylko nijak nie mogłam na takiego trafić. Okazało się, że miałam wbite przez mamę przeświadczenie, że faceci to mówiąc grzecznie - głupole, że kobieta jest zawsze mądrzejsza od faceta. No to jak miałam znaleźć mądrego człowieka skoro moja podświadomość uważała, że nie ma takich mężczyzn? Wywaliłam ten maminy wzorzec i jeszcze parę innych wpojonych mi przez mamę i .... spotkałam Mojego Ukochanego;-) Jest mądry i się do mnie przytula - tak jak chciałam;-)

Komplementy
Ostatni przykład to bycie docenianą. Chciałam by mi mój partner mówił miłe rzeczy - doceniał mnie jako kobietę. A tu kurcze jakoś kiepsko.... Mogłam się na niego złościć ale już wiedziałam, że jak coś nie pasuje to najpierw trzeba w sobie poszukać. Szukałam i szukałam i się doszukałam;-) Okazało się, że miałam jakieś wzorce "misjonarskie" polegające na tym, że zawsze się stawiałam przy bliskich osobach na niższej pozycji. Im ma byc dobrze a mnie już nie koniecznie, a ja już nie jestem ważna. Tym samym miałam przekonanie, że nie zasługuję na to by być docenioną w jakikolwiek sposób, a komplemet to właśnie docenienie. Wzorzec usunięty a ja teraz pracuję nad przekonaniem mojej podświadomości, że to zupełnie naturalne gdy często słysze słowa uznania z ust mojego partnera;-)

Zatem Kochani - jak czegoś chcecie a tego nie macie - zróbcie sobie przegląd wewnętrznych przekonań, które Was po prostu blokują. A jak już je znajdziecie - to je zmieńcie - TYLKO tyle i AŻ tyle;-)

piątek, 31 maja 2013

Cele życiowe

Obejrzałm właśnie film Droga życia o pielgrzymce do Santiago de compostella - polecam. Przy okazji naszły mnie przemyślenia na temat naszych celi życiowych jakie sobie ustalamy i marzeń jakie chcemy spełnić. Czy mówimy o celach czy o marzeniach ważne byśmy wiedzieli po co nam one są i abyśmy wiedzieli co zrobić jak już te cele osiągniemy a marzenia spełnimy. Dlaczego to ważne? Bo spełnienie marzeń i osiągnięcie celi życiowych często zajmuje nam dużo czasu - długa wiedzie do nich droga. Droga w trakcie której wiele się dzieje, wiele się uczymy, poznajemy nowych ludzi i rozwijamy się wewnętrznie. Kiedy więc docieramy do kresu tej drogi - czyli realizujemy cel albo spełniamy marzenie - trzeba wiedzieć co dalej. Bo z jednej strony - droga do celu jest niesamowitym przeżyciem i wartością samą w sobie a z drugiej trzeba się umieć cieszyć osiągnięciem celu i spełnieniem marzenia.

Przykład pierwszy
Moja siostra w ostatni weekend przebiegła półmaraton. Przygotowywała się do niego długo i przygotowania były dla niej fajne i sprawiały jej radość. Półmaraton jednak jak się okazało - już nie. Przebiegła go - a i owszem - osiągnęła cel jaki założyła. Ale po ukończeniu biegu powiedziała, że to była głupota i że nigdy więcej. Zapewne było w tym trochę zmęczenia ale brzmiało to zupełnie szczerze. Zatem droga do celu była fajna ale już sam cel - chyba nie przemyślany bo radości jej nie sprawił....

Przykład drugi
Wiele miejsc na świecie zwiedziłam ale zawsze miałam marzenie by zobaczyć na własne oczy Dwunastu Apostołów przy Great Ocean Road w Australii. Zmobilizowałam się, zebrałam kase na podróż, załatwiłam dłuższy urlop i poleciałam do Australii. Na miejscu wykupiłam wycieczkę wzdłuż GOR i pojechałam. Dojechaliśmy do miejsca gdzie można podziwiać Dwunastu Apostołów (już 11 bo 12ty się rozsypał) i stanęam na zboczu skały patrząc na wymarzone cuda natury. Patrzyłam na nie, patrzyłam i myślałam - o co mi chodziło? Nic wielkiego - ot 12 (11) skał wystających z morza. Przecież widziałam tyle piekniejszych miejsc..... Spełniłam swoje marzenie ale radości w tym nie bylo - bo nie wiedziałam dlaczego chciałam tam być. Bo w sumie wyszło na to, że wydawało mi się to czymś tak dalekim i nie-osiągalnym, że chyba dlatego było "marzeniem".

W obu przykladach radość była z drogi do celu ale z samego osiągnięcia już nie koniecznie. W obu przypadkach dobrze zadziałało to, że cel szalony na pierwszy rzut oka został osiągnięty i obie mamy przekonanie, że jak chcemy - to możemy osiagnąc wszystko;-)

Zweryfikowałam zatem swoje podejście do marzeń - wszystko jest osiągalne jeśli się tylko chce - w końcu dotarłam na Great Ocean Road;-) - ale spełnienie marzenia powinno być początkiem ogromnej radości, która trwaaaaaaa a nie tylko odfajkowaniem zadania na liście.

Dalej spełniam swoje marzenia ale najpier zastanawiam się po co mi one są i co mi dadzą a potem jesli to są fajne i przyjemne rzeczy - spełniam marzenia i cieszę się zarówno z drogi do ich spełnienia jak i z ich realizacji;-))))))

niedziela, 26 maja 2013

Dzień Matki trochę inaczej

Dziś dzień matki - od rana w radio dzieci opowiadały jak to one kochają swoje mamy i jakie to laurki porobiły dla mam i w ogóle słodycz się lała szerokim strumieniem. Wszystko ładnie, pięknie ale co mają zrobić tacy ludzie, którzy mają ze swoimi mamami "pod górkę"? Którym się robi nie-przyjemnie gdy słyszą słowo "mama"? O tym właśnie dziś napiszę.
Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to temat nie-popularny ale to nie znaczy, że go nie ma.... Po prostu nie każda kobieta nadaje się na mamę. Zewsząd płyną informację, że każda mama kocha swoje dziecko, że każda mama chce dla swego dziecka jak najlepiej. W teorii tak jest ale w życiu nie zawsze.

Czasem kobiety zostają mamami wcale tego nie chcąc, czasem zostają mamami bo tego od nich oczekują ludzie wokół niej lub ich partner a czasem im się wydaje, że dziecko chcą ale jak już dziecko się rodzi nie bardzo wiedzą co z nim robić. Nie ma co pomstować na takie kobiety - tak zdecydowały, tak się stało i takimi są mamami. Zapewne każda stara się wychować dziecko jak najlepiej. Często nie zdają sobie sprawy z tego, że to w jaki sposób je wychowują jest złe, że to czego uczą swoje dziecko jest złe, że to jakie wzorce życiowe przekazują dziecku - nie przyniosą mu korzyści tylko trudy i znoje. Ale właśnie - ważne jest to, że nie zdają sobie sprawy z tego, że robią coś nie tak. W ich mniemaniu - robią to co potrafią najlepszego.

Dlatego dzisiaj w dzień mamy - jeśli Twoja mama skrzywdziła Cię wychowując Cię lub nadal Cię krzywdzi dając "dobre" rady i wtrącając się do Twojego życia - spójrz na jej zachowanie z boku. Zobacz czego ją nauczono w domu, zobacz czy ona sobie zdaje sprawe z tego, że robi Ci krzywdę swoim zachowaniem... Zobacz w niej dziecko wychowane w rodzinie, w której zapewne też nie było wesoło i różowo. Doceń fakt, że w ogóle Cię urodziła i że robiła co mogła by Cię wychować - nawet jeśli robiła to źle.

Szanowne Mamy - składam wyrazy szacunku wszystkim Cudownym Mamom kochanym przez swoje dzieci oraz wszystkim Mamom, które nie są takie cudowne jakby tego od nich ich dzieci oczekiwały.

poniedziałek, 20 maja 2013

Karta na dziś - Dzieciak;-)

Odpuścćsobie kontrolowanie wszystkiego wokół Ciebie. Odpuść sobie to uporządkowanie i działanie wg. szablonów ogólnie przyjętych. Przypomnij sobie jak to było gdy byłaś/eś dzieciakiem, który robił to co chciał, wtedy kiedy chciał i tak jak chciał. Przypomnij sobie ile w takim swobodnym dzialaniu było radości i przyjemności a przy tym skuteczności.... Ile cudownych boskich niespodzianek trafiałaś/eś na swojej drodze działając tak kompletnie spontanicznie i radośnie....
Jak trafiasz na jakiś temat, który Cię męczy i nie wiesz jak go ugryźć - zadziałaj jak dzieciak - swobodnie, z radością, może w szalony sposób, może do góry nogami - ale pozwól by energia entuzjazmu, swobody i radości załatwiła sprawę za Ciebie. A potem tylko odbieraj wszystkie cudne niespodzianki jakie się pojawią.
 


Zatem - radośnie! swobodnie! z dziecięcą fantazją i ufnością w cudowności tego świata!

sobota, 18 maja 2013

Lomisiowa sobota

Przyjechała do mnie moja Kochana Sister na masaże. Jakiś czas temu tak jak i ja przeszła kurs lomi lomi tylko u innej instruktorki. Stwierdziłyśmy, że poćwiczymy na sobie i zobaczymy czy lomi od jednej pani różni się od lomi od drugiej pani;-) Mamy zatem muzyczkę hawajską, mamy rozstawiony stół, palą się świece i masujemy, masujemy, masujemy. Właśnie skończyłam masować Sister - Free spłynęła w błogim rozleniwieniu do łazienki i się prysznicuje a ja szykuję obiadek. Po obiedzie i odpoczynku - zmiana ról;-))) Weekend z lomi - coś wspaniałego!!!

czwartek, 16 maja 2013

Piątkowa inspiracja - Pauza

Zrób sobie przerwę! Nie pędź tak, nie zasuwaj z jednego zajęcia do drugiego - życie to nie wyścigi! Myślisz, że MUSISZ zrobic to i tamto i jeszcze to i jeszcze tamto i jeszcze...... A co jeśli tego nie zrobisz? Albo jesli to zrobisz za godzinkę? Zatrzymaj się dziś i zastanów po co tak pędzisz. Zrób sobie "inwentaryzację" swego ciała - POCZUJ je. Poczuj gdzie jest spięte, gdzie mięśnie krzyczą ze zmęczenia i napięcia..... Czas zrobić sobie przerwę. Usiąść i się zrelaksować. Nawet się położyć - ale nie jak do spania tylko tak na płasko na plecach i rozluźnić każdy zmęczony i zestresowany mięsień. Tak tak - na początku będzie się wydawało, że wszystko jest w porządku ale jak chwile poleżysz to wróci do ciebie CZUCIE ciała, które może być z nerwów przyblokowane. Rozluźniaj mięśnie - niech wszystkie nerwowe "sznurki" którymi się obwiązałaś/łeś się rozpuszczą i pzowolą ciału na luz i swobodę. A potem - zaplanuj sobie kolejna przerwę - zaplanuj czy to bedzie godzina, dzień, dwa dni odpoczynku - konkretnie kiedy, o której i już ciesz się na ten relaks;-))) Przerwy są bardzo ważne - Twoje ciało i Twoja dusza potrzebuje czasu na odpoczynek by mieć więcej siły na dalsze działanie.... Zatem zadanie na dziś - ODPOCZNIJ i POZBĄDŹ się SPIĘĆ

Luzackiego i swobodnego piąteczku Kochani!


Dekret - korzystanie z talentów

Ja ……już teraz otwieram się na pełne oczyszczenie tematów korzystania z moich wrodzonych talentów i predyspozycji. Z łatwością uwalniam się od wszelkich blokad na czakrze gardła blokujących moje twórcze działanie oraz swobodne korzystanie z mocy i umiejętności. Zwalniam siebie z zakazu korzystania z moich talentów i wykorzystywania ich w celach zarobkowych.

Zwracam wolność wszystkim strażnikom, którzy mieli mnie pilnować bym nie wykorzystywała swoich talentów. Zwracam wolność również sobie od tych strażników. Odcinam wszelkie powiązania energetyczne pomiędzy mną a strażnikami, których sobie ustanowiłam i których mi narzucono. Wiem, że jest to dla mnie bezpieczne, niewinne i w porządku gdy sama decyduję o wykorzystywaniu swoich talentów i predyspozycji.

Pozwalam sobie odkryć wszystkie moje wrodzone talenty i predyspozycje. Otwieram się na swobodne korzystanie z moich wrodzonych talentów i moich predyspozycji. Czuję radość, spokój i zadowolenie odkrywając kolejne rzeczy, do których mam talent i wrodzone zdolności. Wiem, że wykorzystując swoje talenty wypełniam Boski Plan Stworzenia, gdyż to Bóg obdarzył mnie tymi talentami. Skoro Bóg obdarzył mnie, moimi talentami to wykorzystywanie ich i pokazywanie ich światu jest bezpieczne, niewinne i w porządku.

Wybaczam sobie, że w poprzednich wcieleniach wykorzystywałam moje talenty i moce w złych celach i krzywdziłam tym innych ludzi. Uświadamiam sobie, że intencje moje i tych ludzi się dopełniały i że są to już zamknięte tematy. Uwalniam się od wszelkich intencji i skutków złego wykorzystywania swoich talentów  - jest to dla mnie zupełnie bezpieczne, niewinne i w porządku. Przebaczam sobie, że źle robiłam i uwalniam się od karania siebie za tamte uczynki.

Otwieram się na wszelkie inspiracje dotyczące tego, w jaki sposób mogę wykorzystać moje wrodzone talenty do zarabiania konkretnych pieniędzy, które pozwolą mi na swobodne, przyjemne i rozwojowe życie. Otwieram się na wszelkie inspiracje dotyczące tego, jak wykorzystać moje talenty w sposób korzystny dla mnie i dla innych istot w moim otoczeniu.

Już teraz czuję się niewinnie, bezpiecznie i w porządku zarabiając duże pieniądze na wykorzystywaniu moich talentów. Praca jaką w związku z tym wykonuję jest dla mnie lekka, miła i przyjemna. To w porządku jeśli moja praca sprawia mi radość, przyjemność i wykonuję ją zupełnie swobodnie i bez wysiłku. Moja praca jest wartościowa i cenna również wtedy gdy wykonuję ją swobodnie i bez wysiłku.

Moi bliscy oraz ludzie z mojego otoczenia cieszą się z tego, że wykonuję pracę, w której wykorzystuję swoje wrodzone talenty i predyspozycje. Wszyscy gratulują mi moich osiągnięć i wpierają mnie w dalszym rozwoju moich talentów i umiejętności. Im swobodniej i chętniej korzystam ze swoich talentów – tym więcej wartościowych i przyjaznych ludzi pojawia się w moim otoczeniu. Czuję się chciana/y i kochana/y gdy pozwalam sobie przejawiać moje talenty. Ludzie doceniają i podziwiają mnie i talenty jakie wykorzystuję. Czuję , że żyję pełnią życia korzystając z moich talentów i mocy twórczych. Wiem, że każdego dnia Bóg daje mi nowe możliwości ciekawych zajęć i sposobów korzystania z moich talentów – również tych, z których nie zdaję sobie jeszcze sprawyJ

wtorek, 14 maja 2013

Czy mamy jakieś talenty

To jest ważne pytanie, którego sobie zwykle nie zadajemy. To znaczy z góry zakładamy, że talentów nie mamy. A jak już mamy to np.. talent do pakowania się w kłopoty….. Ale z takim nastawieniem trudno mieć pracę, w której wykorzystuje się własne talenty - skoro uważamy, że ich nie mamy. Co zrobić?

Zastanowić się;-) Zrobić sobie na spokojnie rachunek sumienia odpowiadając sobie na kilka pytań:
- Jakie zajęcia sprawiają mi przyjemność?
- Jakie zajęcia przychodzą mi łatwo?
- Czym się zajmuję gdy mam wolny czas?

A teraz jak już masz listę takich zajęć to się im przyjrzyj. Może robisz coś co jest Twoim talentem ale po prostu nie postrzegasz tego jako talent? A to właśnie talentem jest? Jak coś nam przychodzi zupełnie łatwiutko to właśnie trudno dostrzec w tym talent - bo jest to jakby nasza natura. np. uwielbiasz jeździć samochodem i nie widzisz w tym talentu bo jest to dla Ciebie zupełnie naturalne - jak chodzenie i bieganie, jak to, że masz ciemne włosy;-) A tu się okazuje, że łatwość prowadzenia samochodu jest właśnie talentem - w końcu nie każdy to potrafi dobrze robić….

No dobrze a co jeśli nic nie mogę wymyśleć? - Pomodlić się o odkrycie własnych talentów. Jak zaczynałam temat wykorzystywania talentów i zarabiania na nich to właśnie od tego zaczęłam. Chciałam odkryć talenty których nie byłam świadoma i te, których w ogóle talentami nie nazywałam (jak wspomniane wyżej prowadzenie auta). Modlitwy pomogły - odkryłam między innymi że np. piekę świetne ciasta - ku ogromnej uciesze moich najbliższych;-)))) To mój ostatni wypiek - tort w kratkę -nie tylko wygląda ale i smakuje wspaniale;-)



Kolejna wątpliwość jaka się pojawia dotyczy tego, że jak już się taka listę ma - to się wydaje, że na tym nijak nie można zarobić. Moi Drodzy ludzie potrafią zarabiać na wszystkim - jeśli tylko chcą. Przykłady? Proszę bardzo:
Lubisz się przytulać - jest pani, która prowadzi warsztaty przytulania

Lubisz robić zakupy - możesz zostać asystentem zakupów - osobą, która pomaga innym przy zakupach - w Polsce też już to zajęcie wchodzi do życia a wesoły przykład tego zawodu można obejrzeć w filmie
Siostry
 
Lubisz chodzić po lesie - mam kolegę, który uwielbia chodzić po lesie i nigdy się w nim nie gubi. Jak na tym zarabia? Organizuje obozy i kolonie dla młodzieży, na których oprócz gry w siatkówkę i pływania kajakami - robi dzieciarni wypady do lasu, podchody, uczy ich jak korzystać z mapy, jak się w lesie zachować i co ciekawego można w lesie znaleźć;-))))

Lubisz uprawiać jakiś sport - zostań instruktorem tej dyscypliny. Koleżanka została instruktorką jogi a teraz również zumby - prowadzi zajęcia w miejscowości, w której mieszka i kilku sąsiednich. Mój partner uwielbia nordic walking. Chodził długo dla swojej przyjemności aż zdecydował, że chce zostać instruktorem;-) Zrobił kurs, dostał papiery i teraz prowadzi zajęcia dla nordicowców sam się przy tym dobrze bawiąc.

Jak widzicie - z każdego talentu można zrobić zajęcie zarobkowe - trzeba tylko mieć otwarty umysł i trochę cierpliwości. Dlaczego cierpliwości? Jak już znajdziecie to co chcecie robić to trzeba nowe zajęcie wprowadzić w życie. Dobrze jest zrobić to stopniowo - by dać sobie czas na oswojenie się z nowym zajęciem. Na stopniowe doskonalenie warsztatu działań. Na to by dać ludziom poznać nasze talenty - by chcieli z nich korzystać i za nie płacić. To wymaga czasu - ale jest warte “zachodu”.

poniedziałek, 6 maja 2013

Korzystanie z talentów

W długi weekend jadąc samochodem i słuchając Maryli Rodowicz śpiewajacej Małgośkę zaczęłam rozmyślać nad tym jak to jest z wykorzystywaniem własnych talentów....

Są przecież ludzie, którzy osiągają sukcesy wykorzystując swoje talenty - no chociażby taka Maryla;-) Każdy człowiek rodzi się z jakimiś talentami ale nie każdy je wykorzystuje - dlaczego..... Podumałam nad tym trochę i doszłam do takich wniosków:

Ludzie odnoszący sukcesy korzystając z własnych talentów:
- robią to do czego mają talent, zatem robią coś dobrze - skoro to talent;-)
- przychodzi im to ŁATWO;-)
- lubią to - bo jak się coś robi łatwo i dobrze to trudno tego nie lubić;-)
- robia to często i chętnie - bo to lubią;-)
- cieszą się ze swoich osiągnięć zatem doceniają to co robią - zatem ludzie wokół również doceniają to co robią;-)
- zarabiają na tym co robią - bo są doceniani przez innych ludzi;-)

A co większość ludzi myśli o pracy:
- praca to męczarnia - trzeba się nią męczyć,
- praca do przymus lub obowiązek - nie robisz tego co chcesz tylko to co musisz,
- na pracę trzeba narzekać,
- pracować trzeba w wyznaczonych godzinach i najlepiej ani minuty dłużej - bo przecież mnie zmuszją do niej,
- robię co muszę więc nie ważne czy robię to dobrze,
- skoro nie ważne czy robie dobrze - to sam nie doceniam co robię,
- skoro sam nie doceniam co robię - to i ludzie wokół mojej pracy nie doceniają......
- skoro nikt nie docenia mojej pracy - to marnie zarabiam.....

I tak doszłam do konkluzji, że czynnikiem przeszkadzającym w zarabianu na swoich talentach jest nasze wyobrażenie na temat pracy.... Jak myśli statystyczny Polak:
No bo jak mam zarabiać na swoich talentach skoro ich wykorzystywanie jest dla mnie łatwe i przyjemne a praca powinna być męcząca i nieprzyjemna? Jak mam chętnie chodzić do pracy i samz własnej woli skoro do pracy powinienem chodzic z przymusu? Jak maja mi dużo płacić za coś co mi sprawia przyjemność skoro płaci się za męczarnie i wypociny a nie za relaks? Jak mają mnie ludzie doceniać skoro wszyscy mają w nosie to co stworzę?

Dlatego warto się zastanowić nad tym jakie mamy wyobrażenia na temat pracy zarobkowej i je zmienić jesli trzeba. Warto też rozejrzeć się wokół i poszukac inspirujących ludzi wokół - takich co wykonują swoja pracę z pasją, z radością, z łatwością. Rozejrzyjcie się wokoł - tacy ludzie są wśród nas;-))) Zamiast im zazdrościć - bierzcie z nich przykład!!!!!


wtorek, 30 kwietnia 2013

Inspiracja na długii weekend majowy - Spójrz głębiej

Żyjemy w czasach gdy wszystko się szybko dzieje - pędzimy do pracy i z pracy, odbieramy maile co 5 minut, czytamy w internecie co się wydarzyło na drugim końcu świata 3 minuty temu - pędzimy, pędzimy, pędzimy...... STOP!

Zatrzymajcie się na chwilę - na dłuższą chwilę. To co się dzieje w naszym życiu trzeba nie tylko zauważyć ale i poczuć całym sobą. Jeśli w Waszym życiu nastąpiły ostatnio jakieś zmiany to dajcie sobie trochę czasu by poczuć te zmiany całym sobą - by one się w Was rozgościły i dobrze poczuły. Takie "rozgoszczenie" jest bardzo ważne by zmiany jakie nastąpiły - jeśli dobre - mogły zostać. A jeśli to są złe zmiany to wykorzystajcie ten czas na to by w spokoju poczuć czy to co sie stało - faktycznie jest złe i jeśli tak jest - pomyślcie co zrobić by to zmienić. Dajcie sobie i Waszym najbliższym CZAS i UWAGĘ.... Nie ma nic ważniejszego niż spokojne spojrzenie na człowieka, na siebie samego, na nowości w życiu, na problemy w życiu. Takie zatrzymanie i spojrzenie mocno zaprocentuje w późniejszym czasie....



Życzę Wam zatem ciekawego długiego weekendu spędzonego na przyglądaniu się i czuciu całym sobą;-)

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Z przymrużeniem oka o kładzeniu kart

Dziś trochę na wesoło a trochę na poważnie chcę Wam opowiedzieć jak to jest z wróżeniem a konkretniej odpowiedzieć na najczęstrze pytania z jakimi się spotykam od ludzi, którzy się dowiadują, że kładę karty:

a zatem

Nie powiem Wam jakie są numery do sobotniego totolotka;-) - jakby to było możliwe to całą zimę siedziałabym na plaży w Tajlandii dzieląc czas między opalania i lekcje nurkowania....

Nie - tego czy sąsiadka spod 5tki na romans z listonoszem ani tego kiedy wasz kochany synuś mieszkający 300km dalej rozwiedzie się z tą głupią małpą do której wyjechał też Wam nie powiem... Wróżba to rozmowa dwóch osób i dwóch dusz - nie zaglądam do życia osób trzecich. Jako osoby trzecie uznaję osoby, które z Wami nie mieszkają/nie są pod Waszą opieką/nie są Waszymi partnerami.


Nie podaję też rysopisów potencjalnych partnerów. No bo jak powiem, że to będzie wysoki brunet a gościu dla zabawy przefarbuje się na rudo - to chodzby serducho ci drgalo a facet odstawiał koziołki - nie spojrzysz na niego przyjaźnie bo wróżka ci powiedziała, że to będzie brunet;-) Zatem jeśli w kartach wyjdzie partner to Wam o tym powiem ale rysopis delikwenta/delikwentki zostawiam Bogu - niech to będzie dla Was cudna niespodzianka!

No i ostatnia na dziś bardzo istotna sprawa. Każdy z nas ma wolną wolę, każdy z nas podejmuje swoje decyzje i ponosi konsekwencje tych decyzji - czasem miłe a czasem nie. Przychodząc do wróżki ludzie szukają pomocy w rozwiązaniu swoich problemów i ja staram się tej pomocy udzielić. Jednakże moja pomoc nie polega na podaniu rozwiązania lub podjęcia decyzji za Was. Wróżba może pokazać korzyści płynące z takiego czy innego rozwiązania i przewidywaną w związku z tym przyszłość - ale nie powie Wam co robić. Zatem jak np. chcecie sprzedać dom to robię rozkład z pytanie co bedzie jak dom sprzedacie a potem drugi z pytaniem co bedzie jesli domu nie sprzedacie a decyzję co zrobić podejmujecie już sami - zgodnie z Waszą wolną wolą.