środa, 18 września 2013

Wzorce misjonarskie - Część II

Skoro już wiemy czym może być misja jaką wypełnia misjonarz i znamy powody, dla których on ją wypełnia zajmijmy się tym dlaczego wzorce misjonarskie tak przeszkadzają w życiu.


Misjonarzom przez całe życie towarzyszy kilka nieprzyjemnych frustracji.

Po pierwsze Misjonarz często jest sfrustrowany bo nikt mu nie okazuje wdzięczności. Poświęca on swój czas i energię na pomaganie wszystkim dookoła, jest taki tym zarobiony, tak się poświęca a ludzie co? A ludzie nic. Nie są wdzięczni, nie dziękują, nie szanują pracy misjonarza, do tego często mają jeszcze wymagania, że Misjonarz zrobił za mało albo nie tak jak trzeba. W efekcie misjonarz jest wykończony bo się "nachapał" i sfrustrowany bo nikt mu nie dziękuje za pomoc i nie docenia jego poświęceń.

Drugą frustracją jest nieustanny brak czasu. Tylko trzeba zauważyć, że ten brak czasu dotyczy samego misjonarza i jego życia tzn. dla innych misjonarz ma czas a dla siebie już nie. Jak chce coś zrobić dla siebie to zwykle pojawia się kolejna „ofiara”, która trzeba ratować i raz, dwa sprawy misjonarza schodzą na dalszy plan a on sam zabiera się za sprawy nowego potrzebującego. W efekcie jego sprawy nadal leżą nie załatwione a frustracja misjonarza narasta….

Kolejną bolączką jest proszenie o pomoc. Misjonarz tego po prostu nie potrafi. Widać to najlepiej gdy czasem miarka się przebierze i misjonarz dosłownie "pada na pysk" i np. się rozchoruje. Siłą rzeczy przestaje pomagać innym. Co wtedy? Wtedy cierpi w samotności. Uważa bowiem, że skoro on pomagał innym tak sam z siebie - nawet jak nie prosili - to teraz on też nie musi prosić a ludzie powinni mu pomagać.... O zgrozo - nie pomagają. I misjonarz jest znowu rozgoryczony. Oczywiście rozgoryczenie narasta bo misjonarz nie będzie się zniżał do proszenia o pomoc. I tak ze swojego uporu i przekonań – cierpi dalej w samotności. Po czasie stwierdza, że to na pewno kara Boża i czym prędzej sam stawia się na nogi i .....wraca do wypełniania misji zbawiania ludzi.

Do frustracji dochodzi kolejne nieprzyjemne uczucie - poczucie winy. Włącza się ono ilekroć z jakiś powodów misjonarz ma dość swej misji i chce zacząć choć przez chwilę żyć normalnie bez wypełniania misji i bycia misjonarzem. Jest ono w pewnym sensie zabezpieczeniem wypełniania misji. 
Wyobraźmy sobie naszego misjonarza, który ma już dość - jest zmęczony, chce odpocząć, chce się zająć sobą. Zauważa on jednak w swoim otoczeniu osobę, której uważa, że trzeba pomóc. Ale skoro jest zmęczony - to postanawia się nie angażować, nie pomagać i sobie odpocząć. Siada więc na kanapie albo zabiera się za swoje odkładane od dawna zajęcia i…….. od razu pojawia się poczucie winy. Jak to nie pomagasz? Jak możesz tu siedzieć a tam ktoś cierpi? Jak możesz się zajmować sobą? Samolubny jesteś! Egoista! I oczywiście poczucie winy powoduje, że misjonarz wstaje z kanapy, rzuca swoje zajęcia i pędzi pomagać potrzebującemu.
Weźmy inny przykład - misjonarz sam potrzebuje pomocy i jakoś tak się zebrał w sobie, że o tę pomoc poprosił. I co teraz? Teoretycznie powinien być zadowolony. Ale niestety - przyjmując pomoc czuje
się winny, że zabiera czas innym ludziom, że oni mu poświęcają uwagę. Stara się zatem jak najbardziej tę pomoc „skrócić”, sam się zabiera za wykonanie tego w czym prosił o pomoc by jak najszybciej zwolnić osobę pomagającą z tej pomocy. Oczywiście poczucie winy tak mu się wbija do głowy, że przy następnej okazji będzie się trzy razy zastanawiał zanim znowu odważy się kogoś poprosić o pomoc….

A czy w tych całych frustracjach i z pałętającym się po życiu poczuciu winy misjonarz jest szczęśliwy? Okazuje się, że tak ale tylko czasami i niestety bardzo krótko. Misjonarz uzależnia bowiem swoje szczęście od tego czy ludzie wokół niego są szczęśliwi. Zatem jak komuś pomoże i ta osoba jest zadowolona to misjonarz jest szczęśliwy. Widzi sens swojej misji i cieszy się, że pomógł. Niestety szybko obok niego pojawia się następna cierpiąca wg misjonarza osoba i... szczęście znika a w to miejsce pojawia się parcie na pomaganie tej osobie i.... zabawa trwa dalej. Chwila szczęścia, ciężka praca, chwila szczęścia, ciężka praca itd. itd. ……

Kilka razy napisałam, że to misjonarz ocenia, że dana osoba potrzebuje pomocy, że jest „potrzebującą”. Tak faktycznie jest ale niestety misjonarz ma często problem w rozróżnieniu czy osoba, której chce pomoc faktycznie tej pomocy potrzebuje. Dzieje się tak dlatego, że misjonarz mierzy wszystkich swoją miarką - jak wg. niego dana osoba cierpi - to już trafia na listę osób, którym trzeba pomoc. Rzadko misjonarz zauważa, że dana osoba żyje po swojemu (inaczej niż misjonarz) i jest tej osobie całkiem dobrze - wcale nie cierpi. Jeśli misjonarzem jest szczupła kobieta z manią sportowego trybu życia to będzie na siłę przekonywać do sportu wszystkie koleżanki, które są od niej grubsze, które w jej mniemaniu mają problem z wagą. To nic, że ta koleżanka się cudnie czuje w swojej skórze, że lubi swoje kształty - ma się wziąć za sport i już. Inna misjonarka mająca wielodzietną rodzinę będzie na siłę namawiać bezdzietne koleżanki na posiadanie dzieci a dzieciate na posiadanie więcej dzieci. Nie widzi, że kobiety są zadowolone ze swojego życia - w jej mniemaniu cierpią bo nie mają 4 dzieci. Ten mechanizm doskonale wyjaśnia, dlaczego misjonarz często dostaje "po łapkach" gdy wypełnia swą misję i dlaczego ludzie nie są mu wdzięczni za to, co robi.... Jak być wdzięcznym za to, że ktoś ci się pakuje do twojego życia i zaczyna je ustawiać po swojemu? Tu często pojawia się też dodatkowe „utrapienie”. Jeśli misjonarz zdaje sobie sprawę, że jego „pomoc” nie jest mile widziana to się powstrzymuje przed jej udzieleniem. Niestety nie potrafi powstrzymać swoich myśli. Układa taki biedak w swojej głowie rozmowy z osobą, której chce pomóc - odtwarza na okrągło co on by tej osobie powiedział, by ona wreszcie zrozumiała co robi źle w swoim życiu. Robi to na okrągło - zatem zamiast żyć swoim życiem - spędza niesamowicie dużo czasu na bezsensownych dyskusjach jakie prowadzi we własnej głowie….

Jeśli misjonarzowi uda się prawidłowo zidentyfikować osobę cierpiącą - faktycznie cierpi - to zabiera się za pomaganie i wszystko powinno się ułożyć wspaniale - prawda? Ktoś cierpi, misjonarz pomaże, potrzebujący uzyska pomoc, będzie wdzięczny, misjonarz szczęśliwy - wszyscy zadowoleni. Czy aby na pewno? Misjonarz nie widzi, że ludzi cierpiących można podzielić na 3 grupy.

1 grupa - cierpią, bo im się coś złego przytrafiło i proszą o pomoc. Jak pomoc otrzymują są za nią wdzięczni i robią wszystko by przestać cierpieć - by cierpienie się skończyło.
2 grupa - cierpią - bo urodzili się w takich cierpiących rodzinach i po prostu nie wiedzą, że można żyć inaczej. Jak się taką osobę będzie chciało wyciągnąć z cierpienia (które jest dla niej chlebem powszednim) to się dostanie po łapach. Taka osoba żyje tak jak żyje i nie chce tego zmieniać. Jak jej coś zmienisz to bardzo szybko wróci do punktu wyjścia. Zatem zamiast wdzięczności - będzie wręcz złość - na zasadzie - co Ty mi tu!
3 grupa - cierpią, bo "lubią" a konkretniej bo widzą w tym jakąś korzyść. Może to być korzyść - bo ludzie wokół takiej osoby "biegają" i poświęcają jej uwagę - i o to "cierpiącemu" chodzi. Albo korzyścią są wartości religijne - chrześcijaństwo wychwala przecież umartwianie się i cierpienie - Chrystus wszak umarł za nas na krzyżu.... Zatem taka osoba cierpi bo uważa, że dzięki temu zostanie zbawiona tudzież Bóg będzie ją bardziej kochał. Tak czy siak - ta grupa też nie okaże wdzięczności - bo oni nie chcą przestać cierpieć.....

No i jak misjonarz ma być szczęśliwy skoro swoje szczęście uzależnia od tego, czy ludzie wokół niego żyją szczęśliwie mierząc jego miarką lub żyją bez cierpienia? NIGDY nie będzie tak, żeby wszyscy byli szczęśliwi - zawsze będą ludzie, którzy żyją inaczej niż Misjonarz i tacy dla których cierpienie jest sposobem na życie. Zatem osiągnięcie szczęścia przez misjonarza jest na dzień dobry - nie wykonalne……

Jak widzicie wzorce misjonarskie potrafią przeszkadzać w życiu - zabierają nam czas, energię, nie pozwalają się cieszyć życiem. Be względu na to w jak dużym zakresie one działają w naszym życiu warto się ich pozbyć - o tym jak to zrobić przeczytacie w kolejnym poście.

wtorek, 10 września 2013

Wzorce misjonarskie – czy je mam? Część I

Misjonarstwo to hasło kojarzące się z dżunglą, Indianami, budowaniem kościołów z trzciny i próbami nakłonienia Indian do zmiany ich wiary. Misjonarze zatem w ogólnym mniemaniu to księża, którzy gdzieś tak w świecie „nawracają” „dzikich” na „jedyna słuszna wiarę”. Misjonarzami można nazwać jednak prawie każdego z nas - dlaczego?

Przyjrzyjmy się temu co sprawia, że dany ksiądz jest misjonarzem? Można powiedzieć, że taka jego praca – że do takiego zadania został przez swoich zwierzchników wysłany. Prawda jednak jest taka, że jeśli nie ma on poczucia, że ma MISJĘ do spełnienia to marny z niego misjonarz. Zatem jeśli potrzeba wypełnienia MISJI jest tym co sprawia, że jest on misjonarzem to biorąc pod uwagę wielość MISJI jakie sobie można wymyśleć – każdy z nas może być misjonarzem… I faktycznie większość z nas w mniejszym lub większym stopniu posiada wzorce misjonarskie i jakieś swoje misje stara się wypełnić. Czy to są przyjemne wzorce? Czy pomagają w codziennym życiu? Niestety nie – dlatego warto się przyjrzeć tym wzorcom aby zobaczyć czy nie mamy któryś z nich i czy nie chcemy się ich pozbyć.


Zatem po pierwsze czym jest misja?
Misja życiowa jaką ludzie wypełniają często jest dla nich zupełnie nie-widoczna - nie zdają sobie oni sprawy, że ją mają. Po prostu są zapracowani, mają wiele zajęć i mają mniej lub bardziej tego zapracowania dość. Zgłaszają wtedy świadomie chęć zmiany sposobu życia ale jak przychodzi do konkretnych działań jakie trzeba wdrożyć - okazuje się, że im jakoś nie wychodzi, że są bardzo przywiązani do swojej misji. Tak - wtedy zwykle sobie uświadamiają, że mają misję. Jaką?

Ilu ludzi tyle misji:
- „pomaganie” innym jest najczęstszą misją - pomaganie pod każda postacią - załatwianie innym pracy, doradzanie w problemach sercowych, mycie okien starszej pani, zajmowanie się chorymi członkami rodziny, zastępowanie rodziny tym, którzy jej nie mają, załatwianie czegoś za innych,
- pomaganie zawodowe - strażacy, pielęgniarki, księża, lekarze i wszystkie podobne zawody - to w zależności od intencji podjęcia danej pracy też misjonarze wypełniający swoje misje - każdy wykonujący swoja pracę „z powołania” jest misjonarzem,
- nawracanie - tego tłumaczyć chyba nie trzeba - wszyscy, którzy za cel ustawiają sobie nawracanie innowierców na swoją religie mają po prostu taką misję,
- zbawianie świata - wszelkie ruchy ekologiczne, dbania o środowisko, ratowania zwierząt to też misje.

Oczywiście nie ma nic złego w byciu strażakiem czy w ratowaniu zwierząt. Ważne byś robił to z właściwych/zdrowych pobudek i aby to zajęcie nie niszczyło twego życia.


Skoro już wiemy czym jest misja to po co Misjonarz wypełnia tę misję?
W swej pracy z ludźmi zauważam cztery najważniejsze powody:
- potrzeba akceptacji i uznania ze strony innych,
- chęć zasłużenia na miłość - mamy, taty, partnera, Boga,
- chęć zasłużenia na zbawienie - czyli powód religijny,
- sposób na odwrócenie uwagi od własnych problemów.

Jeden misjonarz nie potrafi zrezygnować z pomagania bo myśli, że tylko dzięki temu co robi inni ludzie go będą akceptować i kochać, że tylko wtedy - Bóg/rodzice/partner będzie go kochać. Zatem patrząc z innej strony - jeśli przestanie pomagać - ludzie go przestaną zauważać i nikt go nie będzie kochał...... Pomaga więc i wypełnia swoje zadanie by zapewnić sobie akceptację i miłość, bo nie widzi innego sposobu by je sobie zapewnić.

Inny może starać się uzyskać uznanie w oczach innych by poczuć się lepiej i trochę załatać niskie poczucie własnej wartości. Oczywiście to niskie poczucie wartości może być głęboko schowane i na zewnątrz taki człowiek wygląda na pewnego siebie.
Jeszcze inny uważa, że tylko poświęcając się dla innych zapewni sobie uznanie w oczach Boga i życie po śmierci w niebie. Powody religijne są zwykle bardzo silne i zwykle maja swoje źródło w poprzednich wcieleniach. Sposoby uświadomienia takiej osobie, że Bóg ja kocha bez względu na to co robi - zwykle są zbywane pukaniem się w czoło.


Dodatkowym powodem, który zwykle występuje razem z jednym z poprzednich jest odwrócenie uwagi od własnych problemów. Misjonarz jest tak skupiony na wypełnianiu misji wobec innych osób, że nie ma już czasu na to by zobaczyć, że coś złego się dzieje z jego lub jego rodziny życiem. Przykładem może być kobieta pomagająca innym w sprawach sercowych, która nie chce zobaczyć, że sama jest w toksycznym związku. Inny przykład - pan złota rączka pomaga wszystkim znajomym a ignoruje fakt, że żona go od roku prosi by naprawił zepsute drzwi lub pani dająca rady życiowe wszystkim dookoła, która nie ma własnego życia ale ma za to zaburzenia odżywiania. Zwykle jeśli misjonarz pomaga rodzinom to ma problem w swojej rodzinie a jeśli pomaga pojedynczym osobom to sam ma jakiś poważny problem.

Powodów jest wiele - u każdego powód będzie inny lub będzie to mieszanka kilku naraz. Ważne by zdać sobie sprawę z tego co nami kieruje - zarówno przy mocno przeszkadzających misjach jak i przy tych mniejszych/łagodniejszych - mających mniejszy wpływ na nasze życie.

Na tym zakończę część I - w kolejnej części znajdziecie informacje o tym co najbardziej przeszkadza misjonarzom w życiu…..